środa, 24 lipca 2013

Pławienie koni po upalnym dniu

Upał dziś taki, że nic tylko pławić konie w rzece lub jeziorze.
Jest to chyba najprzyjemniejsze zajęcie, jakie może dać koniom i nam woda.
Byłam raz sobie w Kostkowicach, koło Kroczyc, a tu obóz jeździecki – gęba mi się roześmiała, no jak to, koło mojego domku konie – to musi coś z tego być;-)
Okazało się, że konie były z Chorzowa – tam gdzie Park Kultury i Wypoczynku, a z końmi przyjechali wyjątkowo sympatyczni instruktorzy. Serdecznie ich pozdrawiam, choć upłynęło wiele lat i pewnie już ich tam nie ma;-(
Zaprosili mnie na oklep do jeziora i pławienie koni. Więc w trampkach i getrach, pojechałam. Najpierw galopowaliśmy po jeziorze a potem głębiej i głębiej….  Czuję, że mój koń płynie! Zsunęłam się z niego, nie da się siedzieć na płynącym koniu – można go utopić. Trzymam się grzywy, płynę obok konia… uczucie nieopisywalne, to trzeba przeżyć…
Brak doświadczenia spowodował, że nie wiedziałam, kiedy wdrapać się na konia wracając do brzegu i w efekcie musiałam prosić o pomoc we wsiadaniu. Nie ukrywam, że największą moją klęską jeździecką jest nieumiejętność wskoczenia na konia bez użycia strzemion. Trenowałam to nawet na tzw. koźle w szkole, niestety, jestem jakaś niezdolna, znam paru facetów, co robili to z gracją i bez wysiłku. Są dwie metody – jedną pięknie pokazywał D. Olbrychski grając Kmicica w Potopie (sprawdźcie, robi to kiedy Bogusław pokazuje mu swojego najpiękniejszego rumaka), drugą metodę używali Indianie. Niestety, ja własną metodą odbijam się tylko jak piłka od boku konia i na tym się kończy;-(
Wszystkim jeźdźcom życzę pławienia koni o zachodzie słońca, po znojnym dniu.



Zachowało się nawet zdjęcie z tej przygody - ta z lewej, to ja

1 komentarz:

  1. To Kmicic pokazywał Bogusławowi SWOJEGO rumaka.

    OdpowiedzUsuń