Odwiedzając różne kluby, stajnie, stajenki mam duże pole do
porównań, czasem od pierwszego wejrzenia wiem, że jest fajnie, ludzie
sympatyczni, gościnni ( tak się czuję w stajni, którą ostatnio odkryłam koło
Sławkowa), otwarci, to bardzo ważne w takiej branży.
Parę lat temu (10?) wybrałam się do klubu pod Sosnowcem, gdzieś w
pobliżu Maczek. Parę dziewcząt czekało na jazdę – były miłe, nie powiem.
Czekałam dość długo na pojawienie się instruktora, poplątałam się po obejściu –
śmieci, puste butelki po napojach … nieładny widok.
Nadjechało auto, chyba właściciel, omiótł mnie obojętnie
wzrokiem, nawet dzień dobry nie powiedział, poszedł sobie… Czekam dalej..
znudzona postanowiłam odjechać ale hmmm, on swoim autem zablokował moje (
wszystkiego były tylko te dwa nasze samochody na parkingu! na dużym parkingu,
miał facet talent… Może to taki sposób zatrzymywania klientów;-)
Idę, szukam go – jest, tnie sieczkę. Przekrzykuję maszynę, „chciałam wyjechać!!!”, - a to musi pani
czekać, bo tnę teraz… hmmm, ciekawe jak
długo?
Po chwili nadchodzi instruktorka z psem, wyjaśnia
spóźnienie… zaczynają się kłócić, mocno, okropnie, o psa, o spóźnienia…ja - jak
ta dupa stoję obok i czekam na uwolnienie
mojego auta i ucieczkę z tej jatki. Nigdy tam nie wróciłam.
Najgorzej jest, kiedy jadący ze mną w teren instruktor zaczyna
się żalić na właściciela, że skąpy, że się nie zna, że arogancki… Kiedy jadę z
właścicielem, często słyszę to samo odnośnie instruktorów, no, zamiast skąpstwa
jest wymieniana pazerność;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz