Wszystkim jeżdżącym babkom polecam leśników;-))
Taki to zatroszczy się, pokaże tajemnicze miejsca, których innym nie pokazywał (a już facetom to w życiu.. chyba, że wypije z nimi jakąś piersióweczkę na ambonie ) jeden warunek - wstaje się o piątej rano.
W tropieniu dzikiej przyrody nie ma opcji dla śpiochów, ona nie poczeka do dziesiątej, chyba, że zasadzić się na gacka wielkoucha (uchego?).
Z leśnikiem, na koniach wyruszyliśmy do Puszczy Białowieskiej bladym świtem, tak, aby zobaczyć żubra, ale nie za płotem z siatki, tylko tak na żywo... marzenie.
Brnęliśmy przez podmokłe łąki, jakieś ostrowy, dobrze, że nie zginęłam, bo zjadłyby mnie tam komary i gzy. Leśnik nie bierze byle kogo w las, więc najpierw musiał stwierdzić, czy jeżdżę należycie dobrze - kwalifikacji dokonał na podstawie mojego stroju - dostatecznie złachany.. więc jeździec doświadczony... opłaciło się kupić tę starą, skórzaną kurtkę w secondhandzie;-)
Żubrów nie dogoniliśmy - niestety, w środku lata uciekają w głąb kniei, jak najdalej od ludzi, gzów i namolnych jeźdźców.
Dostałam zaproszenie na zimę - kiedy ślady same doprowadzą - a żubry same wyłażą i proszą się o fotkę;-) Mam nadzieję, że zaproszenie nadal aktualne, mimo, że upłynęło już prawie 10 lat od tamtej pory.
Więcej szczęścia w tropieniu dziczyzny miałam w Bieszczadach, ale to następnym razem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz