Pierwszy Hubertus w moim życiu, gala, więc znowu białe spodnie, granatowa
marynarka, nowy czaprak. Ludzie wybierali sobie konie - mojego nikt nie wybrał,
byłam chyba ostatnia, dostałam go z „braku laku” . Quin - młody – obiecujący… jak zobaczył tę galę
– ze dwadzieścia koni przed sobą, dziesięć za.. oszalał ze szczęścia, każda
zmiana tempa prowokowała go do paru „baranów”, w końcu spadłam, w sumie błota
było tylko trochę;-)), pozbierałam się pędem, ale wstyd… trzeba postawić flaszkę masterowi i
kontrasterowi… pięknie… i nagle słyszę komentarz - taka młoda „laska” spadła, będzie flaszka. I
jak mam zanieść te flaszkę po biegu? - laska ze mnie średnia a młoda także
nie;-( chyba jakąś koleżankę podstawię, master jechał bez okularów, które
zwykle nosi, to może nie połapie się w podmiance… ale swoją drogą, to miło
połaskotało moją próżność, fajny był ten Hubertus…;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz