Najpierw
o siodłaniu. Kiedyś koleżanka (zamożna) rozdyndała się pod tytułem – „dość, że płacisz, to jeszcze musisz czyścić
i siodłać?!?!” Zaskoczyło mnie to,
no.. czyszczenie, siodłanie.. to jak w Chinach rytuał parzenia herbaty.
Więcej
nawet, kiedy zawitałam pewnego razu do klubu Amigo (jeszcze był koło Centurii,
nie w Grodźcu jak obecnie) i dostałam gotowego, osiodłanego konia, odczułam to
jako brak zaufania do jeźdźca – lepiej mu osiodłać, bo coś może spieprzyć.
Oczywiście,
kiedy w Mirowie, pani Ala siodłała zanim przybyłam, ale byłyśmy już znajome, ja
znałam jej zwyczaje, ona mi ufała, to było to dla mnie miłe i odczuwałam jako
grzeczność z jej strony. O, o Mirowie musze napisać duuuużżżo, ale tyle innych
ciekawych historii ciśnie się na
papie…na ekran;-)
Ze
zwyczajami stajennymi bywa śmiesznie – kiedy odwiedzam może 50tą stajnię,
bardzo mnie śmieszy, kiedy dziewczęta (prawie ZAWSZE są to dziewczęta) z namaszczeniem,
jakby mówiły prawdę objawioną, tłumaczą mi, że ogłowie trzeba zakładać tak i
tak, a konia trzyma się TAK!, Lekko rozbawiona, grzecznie tłumaczę, że w waszej
stajni może być tak, ale w innych jest inaczej. Dwa lata temu strofowano mnie w
Złotym Potoku, jak siodła się konia i go prowadzi;-))
Te
instrukcje ze strony waletów (wolontariuszy stajennych) szczególnie śmieszą
moją córkę, która jak już wspominałam, jeździ na koniach od urodzenia, tylko,
ze nadal wygląda jak szesnastolatka. Ją szczególnie ochoczo pouczają, jak
siodłać, jak wsiadać itp, mnie spisują widać na straty – takiego zabytku i tak
się nic nie nauczy.
Drogie dziewczyny, waletujące w różnych
stajniach, inni też wiele wiedzą o jeździectwie, czasami jeżdżą dłużej, niż wy
żyjecie i widzieli nie jedno, i tylko nie mają tego wypisanego na twarzy lub
może podchodzą do jazdy ze skromnością;-)
Jutro,
żeby nie było nudno, to historia o okrutnym
Chorwacie (w końcu są wakacje;-)
W Złotym Potoku piekną jesienią 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz