piątek, 30 grudnia 2016

Obciachowe dowcipy o koniach i kobietach

Nie ma nic gorszego, niż facet mówiący toporne dowcipy o koniach i usiłujący w ten sposób zrobić wrażenie na kobietach…. hrrrr .. Jeśli molestuje on takimi żałosnymi tekstami swoich kolegów, to niech im będzie, ale jak w rozmowie z kobietami zaczyna rezunować, czyli udaje wygadanego (po staropolsku)  o seksualnych zaletach amerykańskich kulbak z łękiem… no proszę was, czy on naprawdę sądzi, że kobiecie sprawia przyjemność siadania na każdym sterczącym knyplu?? Czy faceci wpychają swoje przyrodzenia w każdy otwór, jaki znajdą?  Jeśli tak, to niech lepiej uważają, bo żółwiowi do pyska bym nie polecała… w dziubek czajnika też nie.
Więc kiedy facet drugi raz rzucił teksem o zasługach kulbak tym razem w zachodzeniu w ciążę, to zaczęłam podejrzewać, że wychowanie do życia w rodzinie odbywał przed pierwszą wojną w salce katechetycznej , albo aplikuje do edukacji w ramach „dobrej zmiany”.

Mężczyźni, błagam was, chcecie zaimponować kobietom- to w bardziej wyrafinowany sposób, nie poprzez grube żarty o koniach… nie, żebyśmy się czerwieniły z zawstydzenia .. tylko z obciachu jaki sami sobie robicie. 

Każda kobieta marzy o
księciu na białym
koniu...niestety zazwyczaj 
kończy się na romansie 
ze stajennym...

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Robiona w "konia" przez brak końtekstu


Image result for kon by się uśmiał

Unikam jak mogę polityki, szczególnie przy swiętach, ale ta wpycha się do świątecznego żłobka jak koń z osłem do kupy, znaczy do żłobka. Włączyłam nieopatrznie TVP1(tylko na 10 minut) i to było niewiqrygodne- niewiarygodne jak dalece za "głupi lud, który kupi" mają nas. Dziennikarz wiadomości odnosi się do ostatniego rankingu najbardziej znaczących polityków i mówi, że obok Trumpa i paru innych jest Kaczyński... Jakoś prezenterowi "zapomniało się" dodać dlaczego... za to skomentował ten fakt tak, że pierwszy raz dzięki wspaniałej polityce naszego wizjonera, Polska jest znaczącym krajem Europy...Jeśli logika jest taka, że wymienienie z nazwiska jakiegoś polityka świadczy o wspaniałości jego polityki, to mam pytanie do ogłupiaczy naszego ludu- kiedy to polityka Rumunii była równie wspanial a i "nie na kolanach"... który to rumuński polityk zdobył sławę i miał wpływ na losy Europy aż do smutnego końca.. i kogo wymienicie???? Causescu??? Dobrze myślę? jakies inne nazwisko... no proszę, skupcie się, żadne inne???.. a może  pamiętacie prezydenta Francji lub Włoch z tamtego czasu - z 1989? A Rumunii pamiętacie... no proszę... musiał być bardzo znaczący w Europie...
 ... przeszedł do historii... a jak z polityką Kuby? Wspaniały Fidel zaslynął nietuzinkową polityką i bez wątpienia wpłynął na losy kraju  i świata...  Niestety nie każde wymienienie w rankingu przynosi chlubę;-(( i koń by się uśmiał, gdyby mu to ktoś opowiedział parę lat temu... ale teraz nie ma nic do śmiechu...




































sobota, 24 grudnia 2016

Lopez i wielka gała

Czy to możliwe, aby w wigilię aż dwa posty napisać?? Ale muszę, MUSZĘ to opisać hahaha . Właśnie leci jakaś romantyczna komedia, trochę nudna ale z Jenifer Lopez, więc oglądam. I tu nagle pojawiają się konie... wyraźnie widać, że Jenifer nie ma pojęcia o jeździe- więc montują i dublerują na okragło i w kwadracik: jedzie więc nasza gwiazda na palomino w kulbace (WAŻNE- zapomnialam dodać dla niewtajemniczonych-  kulbaka często ma wysoki przedni łęk z taką sterczącą gałą....). Palomino (taki blond konik) ją ponosi, pewien blond młodzieniec (ach ci blondyni) ją ratuje (jakże to romantyczne!!!) i zabiera na własnego konia... tylko, że co do czego, ona siedzi twarzą do jeźdźca, więc na siodle typu amerykańska kulbaka jest to niemożliwe (byłby może i sex ... z siodłem głównie ...)- więc widz widzi coś w rodzaju angielskiego, płytkiego siodła... ale tylko na chwileczkę, bo w natępnym ujęciu Loppez już siedzi na tym samym koniu znów w kulbace z tą gałą. Chyba biedaczka naprawdę bała się koni i do ujęcia kazali jej siedzieć i kurczowo (to widać na ujęciu!!!) trzymać się łęku...

Image result for the wedding planner horseback

TOP idiot i kobiety za konie robiące

Święta nadchodzą... kroczą... kaczym krokiem, no u mnie to indyczym, poszturchiwanym przez jakąś kurę ze ściółkowego chowu... miała być kaczka- ale widocznie była dziwaczka i zamieniła się w grzebacza typu kura... no i może lepiej, Kaczkę mogłabym potraktować zbyt obcesowo... kopem w ... 
Dobra, nie o moich perypetiach z ptactwem chciałam, tylko o Top Modelach, którzy zamienili się z okazji wigilii w konie- zwykle, to jest odwrotnie- bydlątka ludzkim głosem mówią a tu nowy trend, trąd nawet- padło na kobiety- bo gender na parkurze sprzyja mężczyznom - nie muszą dyrdać po piachu w dwudziestocentymetrowych obcasach lub co gorsza koturnach, a prawdziwe kobiety muszą!
Więc  w przerwie między karpiem a barszczem patrzę na te modelki - ma być z gracją, ale gdzie tu gracja, kiedy kopy piachu po drodze.


 Ludzie, prawdziwa dama nie  lata po gumnie ( nie mylić z gównem... chociaż na gumnie i to się zdarza) w obcasach- bo prawdziwa dama ZAWSZE wie, jak się odpowiednio ubrać: do koni ubiera sztyblety, koszulę i bryczesy, tylko idiotki ze szmirowatych seriali ubierają sweterki w perełki (kultowy serial szmiry "Dynastja") i idą miziać się z koniem (bez podtekstów, proszę). Moją wykładnią stajennej elegancji była książka "Złote Wybrzeże", w której główna bohaterka - z wybitnie snobistycznej arystokracji amerykańskiej, ubierała zwykłe dżinsy gdynaszła ją ochota  popracować w stajni... no nie tak całkiem bezinteresownie... studenci dorabiali sobie tam jako chłopcy stajenni... "Bezinteresowna" to ona w kontaktach z końmi w ogóle nie była... z mężem jeździła na jednym... siodle… nago;-)) Zawsze jakiś interes był;-)

Image result for złote wybrzeże nelson de mille film

Wracając do tego Top Modela- bidule mało nóg na tym piachu nie połamały- bolesny widok i na dokładkę w długich jedwabnych sukniach musiały jakiegoś wycofanego konika prowadzać. Wycofanego- bo śmiały podprowadzałby je, aż by fruwało... szkoda trochę takiego widoku. Do tego jeszcze stacjonatę, trippla, kopertę i rów z wodą zaliczali.. bez koni hahaha niczym ja kiedyś- 25 lat temu trenując we własnym ogródku przed moim pierwszym i ostatnim występem na parkurze. hmmm mogłam top modelem zostać, szło mi całkiem dobrze- nawet kłusem, one na tych obcasach żadnego kłusa odskakać nie mogły. 
Na koniec ten konik jednej na suknię nadepną i ruszyć ni rusz nie chciał... Prowadzący- jak mu jest- no taki z czarnymi włosami, czy dredami... zapomniałam jego loginu ;-) z wyrzutem spojrzał na kiecę i winowajczynię- 3tyś w plecy... profanacja dzieła ... nooo boroczka mało pod ziemię się nie zapadła. 
Na koniec życzę wszystkim lubiącym mój blog, samego dobra w święta i w nadchodzącym roku;-)

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Lewada, krupada i kapriola

Odwiedzilam ostatnio Wiedeń- co to znaczy???
Widziałam je tylko przez szybę, ale i tak tętno mi skoczyło.
Chodzi o Reitschule
Tradycje, z których wyrosła Hiszpańska Dworska Szkoła Jazdy, datuje się na ponad 450 lat wstecz (przyjmując za rok powstania 1565, ewentualnie 1572)[5][4][2], czasami nawet umieszczając początki tej szkoły w roku 1500[1], kiedy w Wiedniu powstała dworska szkoła jeździecka przeznaczona dla dzieci arystokratów i rodziny panującej. W roku 1521 do Wiednia sprowadzono konie andaluzyjskie, co miało związek z arcyksięciem Ferdynandem I Habsburgiem, bratem króla Hiszpanii Karola I. Zwierzętami opiekowali się wykwalifikowani trenerzy oraz jeźdźcy. Z roku 1735 pochodzi obecny budynek szkoły (rajtszula) autorstwa architekta Josefa Emanuela Fischera von Erlacha (syna Johanna Bernharda) wzniesiony na zlecenie Karola VI Habsburga[5].
Białe (siwe) ogiery występujące w pokazach szkoły pochodzą obecnie z austriackiej państwowej stadniny mieszczącej się w miejscowości Piber[2] opodal Grazu[4]. Najlepszymi reproduktorami tej stadniny są też równocześnie właśnie te lipicany, które odbyły i zakończyły swoje szkolenie w Hiszpańskiej Szkole Jazdy[2].
Treningi rozpoczynają konie około czteroletnie[5][4]. Szkolenie w Hiszpańskiej Dworskiej Szkole Jazdy dzieli się na trzy etapy:
1.                      Remontenschule
2.                      Campagneschule
3.                      Hohe Schule (fr. haute école, pol. Wyższa szkoła jazdy)[5][4]
W pierwszym roku koń początkowo odbywa swoje ćwiczenia na lonży niedosiadany. Najpierw uczy się go posłuszeństwa i przyzwyczaja stopniowo do obiektu i przyszłych zadań, następnie także do jeźdźca. Wreszcie też można nauczyć lipicana, aby na komendę przechodził ze stępa w cwał i kłus. Drugi etap obejmuje ujeżdżanie i dresaż klasyczny, a koń uczony jest stawania dęba, nawrotów, także nawrotów w miejscu, poruszania się do tyłu i w boki przy zachowaniu poprawnej sylwetki. Trzeci etap rozpoczynający się zwykle po dwóch latach obejmuje figury pokazowe z zakresu „szkoły na ziemi”. Są to:
·                    piruet – figura polegająca na obrocie konia równocześnie stojącego dęba,
·                    pasaż – koń porusza się wolniejszym kłusem unosząc wysoko nogi i zawieszając je na chwilę w powietrzu,
·                    piaff – koń porusza się kłusem w miejscu unosząc wysoko przednie nogi.
Najlepsze spośród wierzchowców selekcjonowane są następnie przez trenerów i uczone figur zaliczanych do „szkoły nad ziemią” (Hohe Schule), z których szczególnie słynie Hiszpańska Szkoła Jazdy, takich jak:
·                    lewada – koń pod jeźdźcem unosi przednie nogi przenosząc ciężar na nogi tylne, ciało zwierzęcia w tej ewolucji ustawione jest pod kątem między 30, a 35 stopni,
·                    krupada – polega ona na wyskoku konia pod jeźdźcem z nogami podwiniętymi pod tułów,
·                    kapriola – wyskok konia z jeźdźcem w powietrze, tylne nogi zwierzęcia wyciągnięte są jak do wierzgnięcia, przednie nogi koń podciąga pod tułów, ma jednak wylądować równocześnie na wszystkich czterech nogach. Kapriola uchodzi za najtrudniejszą ewolucję wykonywaną w Hiszpańskiej Szkole Jazdy Konnej.





A potem zobaczyłam zwykłe uliczne wałachy i czar prysnął... znowu wolę krakowskie powozy, zobaczcie:






niedziela, 13 listopada 2016

Koń galopujący w nieznanym kierunku wylądował na czerwonym dywanie



Zobaczyłam w telewizorze film War Horse, zrobiony przez S. Spielberga (!!!) – trzy razy to sprawdzałam, z niedowierzaniem… najpierw było słodko jak w HanaBarbara, potem jakieś okopy I Wojny Światowej -okropne sceny z przerażonym koniem w błocie i splątanymi drutami kolczastymi, które go uwięziły. Pomiędzy tym żałosna scena szarży kawalerii na karabiny maszynowe- najpierw wszystkie, powtarzam, wszystkie! konie dopadające  okopy wroga są bez jeźdźców- to ci dopiero ciekawostka… Następne ujęcie przedstawia z lotu… drona (dawniej ptaka) pole bitwy, na którym leżą równomiernie porozrzucane ciała koni i znowu ani jednego jeźdźca… hmmm  Dziwne to było i tandetne (drugi raz sprawdziłam reżysera).
Splot niewiarygodnych wydarzeń np.: wojsko niemieckie nie potrzebowało koni- kazało je pozabijać (takiego marnotrawstwa w życiu nie widziałam) spowodował, że koń (a nawet dwa, bo one bardzo się lubiły) trafiają do francuskiego gospodarstwa.  Jak to na wojnę przystało – jest i  rewizja w poszukiwaniu jedzenia i wszystkiego… gdzie na tę okazję został ukryty nasz koń, a nawet dwa?? Nie zgadniecie:  na poddaszu w sypialni pewnej nastolatki… HanaBarbara wraz z Disneyem by tego nie wymyślili… Ale cóż po takiej szelmowskiej akcji ratowania koni (oficer przeszukujący gospodarstwo miał coś ze słuchem- nie skojarzył hałasu z tupotem kopyt.. a może  nie wyobrażał sobie (jak i ja), że można dwa konie wąskimi schodami wtarabanić na poddasze i zrobić to w ciągu około 10 minut.. bo tyle mogło minąć od momentu zobaczenia nadjeżdżającego auta a wejścia Niemców do domu), gdy w następnym ujęciu bohaterka dosiada tego uratowanego konia (nie, już nie jest na strychu, zlazł sobie;-)) i wjeżdża galopem na wzgórze wprost we wraże ręce.  Niemcybowiem ganiają tam za czyimiś kurami i inną zwierzyną. Staram sobie to wyobrazić- wiem, że jest wróg w mojej okolicy, dopiero co opuścił mój dom, a ja radośnie jadę, gdzie oczy poniosą i nie zastanawiam się, za którą górką na niego wpadnę…
Po tym następuje  przejmująco wzruszająca scena obierania konia  z tych kolczastych drutów, gdzie ramię w ramię jeden Anglik i jeden Niemiec, wylazłszy z wrogich okopów przecinali kleszczami druty. Niemiec rozmawiał z Anglikiem po angielsku - co nie dziwiło, w sumie jest to naród kształcony (Anglik po niemiecku pewnie nie umiał, co też nie dziwiło), ale jak tenże Niemiec zaczął wołać po angielsku do swoich druhów, prosząc ich o kolejne nożyce, to  mnie dziwić zaczęło i znowu sprawdziłam autora… nadal w opisie filmu tkwił S. Spielberg. 
Jakoś dotrwałam do końca po romantycznej scenie w szpitalu polowym, gdzie opatrywano koniowi rany (najpierw chcieli go tam zastrzelić- widać to jest normalne strzelanie do koni między szpitalnymi łóżkami…). Szczęśliwie się rozmyślili… (pewnie przemyśleli, że nie będzie jak wynieść końskiego trupa, na noszach się nie zmieści) ciekawe, czy kogoś z widzów to zaskoczyło;-). Potem nasze uczucia podbiła kolejna ckliwa scena z aukcji koni- cały oddział zrzucił się na wykup naszego bohatera… kolejna łezka… Kupuje go wreszcie dziadek wspomnianej nastolatki, co użyczyła koniowi swojego pokoju, a potem zginęła we wrażych łapach.. zgwałcona uprzednio.. ale że HanaBarbara czuwała, tego nie powiedziano. I tu mnie zaskoczył scenarzysta – ja już widziałam oczami wyobraźni, że nasz koń bohater dosiadany przez równie bohaterskiego żołnierza odnajduje dziewczynę i się z nią żeni… i żyją w trójkę i mają stadko maleństw…  ale niestety nie, tego absurdu nie było, co im zależało, jeden absurd więcej, czy mniej…   
Krok po kroku, łezka po łezce, dotarliśmy do ostatniej sceny, w której w świetle zachodzącego słońca jeździec oraz jego koń  witają się na jakimś kartoflisku w Walii z ....matką … nooo, tę scenę to już zerżnięto jak nic z Bollywood i to bez obciachu…




Myślę, że ta fotka świadczy o tym, że i na strych mogli go wtaszczyć, a ja się tylko czepiałam.




Jak się nie wie, to się da


Nie pisałam całe wieki… a dokładnie dwa miesiące, sorry, ale nie składało mi się…
Ostatnio po przerwie zawitałam też w stajni a tu śliczna srokata biało-brązowa  kobyłka na mnie czeka;-)) Siodłam tego słodziaka, grzyweczka, dupeczka, ogonek, kopytka, siodełko, gotowe;-) Wpada córka gospodarzy, gapi się na konika  przez moje ramię i pyta- a kopyta już robiłaś? Tak. Ona na to- I co?? A co ma być? – pytam zaskoczona. Okazało się, że kobyłka w poprzedniej stajni miała narowy i nóg dawać do czyszczenia nie chciała.
I tu wyszło mi po raz kolejny, że jak się czegoś nie wie, podchodzi do człowieka lub konia bez obciążenia, to się udaje. Gdybym wcześniej wiedziała, że z koniczkiem jakieś problemy, pewnie moja niepewność, spięcie byłoby dla niej wyczuwalne i uppppsss problem gotowy.
Kiedyś przeżyłam podobną sytuację ubierając konia na jakimś letnim obozie (byłam tam gościem), po ubraniu mu ogłowia zobaczyłam, że zbiegła się grupka dziewcząt wydających jakieś achy i ochy… ten koń nigdy nie dawał włożyć sobie wędzidła… jako że nie wiedziałam, to włożyłam… hahahaha

Muszę tę zasadę stosować bardziej powszechnie.. .  jak się nie wie, to się da;-))

sobota, 10 września 2016

Knight, Death and Devil

Szukałam grafiki Durera pt. Messenger, znalazłam coś takiego:

Rzeźba ilustrująca jego grafikę!!!! Gdzie to jest? Byłam parę lat temu w Norymberdze- ale nie widziałam takiej rzeźby. Ja tam muszę pojechać!!!! Co tam, że nie mam kasy, inni też nie mają. Marzenia trzeba spełniać, więc lecę badać, gdzie stoi ta rzeźba;-))





niedziela, 28 sierpnia 2016

W tym poście na koniu to ja i Eustachiusz (nie- on się modli)

Druga – powrotna część podróży Polska-Bułgaria upłynęła pod znakiem zachwytu nad uroczym miasteczkiem Sigishoara, w którym jak wieść gminna niesie urodził się Drakula, 
Żywych koni tam nie uświadczyłam ale, ale! Wystawiano grafiki Durera… no wiecie- mojejmiłości– i było tam parę takich z końmi- których wcześniej nie widziałam- ponoć na tej to Eustachius a nie Hubetus hmmm co ja tam wiem o męskich imionach...:


Doceniliśmy polską przynależność do Shoengen, kiedy mijaliśmy niezauważalnie granice między nami a Słowacją, natomiast Rumunia/Bułgaria witała nas koszmarnymi kolejkami aut. Raz dzięki „tubylczym” krewkim kierowcom, którzy dali sobie po razie (normalnie walili się po pyskach o to, który był pierwszy w kolejce, a który zajechał drogę) przejechaliśmy jako wybrańcy losu przez awaryjnie otwartą dla cudzoziemców bramkę. 
Ostatnią noc spędziliśmy na Słowacji- i tu - w kontraście do Rumunii i Bułgarii jest pełno stajni, klubów, miejsc na pojeżdżenie- więc to zrobiłam;-)
U Bielovo Kunia – instruktor nie był co prawda pracoholikiem, chociaż wyczyścił i osidłał za mnie konia ale hahaha pierwszy raz widziałam, żeby lewą tylną nogę konia czyścić stojąc z jego (konia znaczy) prawej strony. Sam koń nie umiał tego zrozumieć- mimo, że łeb ma wielki, i jako dobrze wychowane zwierzę ciągle podnosił  tę prawą. 
Na maneżu grzecznie zapytałam- co mam robić a instruktor radośnie powiedział- pani jeździ jak chce, bo ciężko polakowi zrozumieć słowacki język (hmmm????). Więc zarządziłam, żeby ustawił mi na moją wysokość – nie wzrostu- tylko kolan;-)) przeszkody, które tam sobie stały beztrosko i …poskakałam;-)) Było super i tylko jak zwykle nie było przy tym fotografa- mój mąż, który deklarował się zrobić mi fotkę zaginął w boju… hahaha nie znalazł mnie, chociaż miałam pomarańczowy porażający (to takie modne słowo) strój a maneż był na górce. Sytuację fotograficzną uratował ten  niepracoholiczny instruktor- jego permanentne korzystanie z telefonu zaowocowało paroma fotkami i przegraniem mi nawet przez bluetootha. Potem mój telefon porażony tą akcją grzał się i płonił (to takie stare słowo określające dziewice (najczęściej), no bo akcja była dla niego dziewicza, w rezultacie rozładował mi się ale zdjęcia mam!!


PODRÓŻ DO BABAGAG BYŁA JEDNA Z NAJPIĘKNIEJSZYCH WAKACYJNYCH PRZYGÓD! 
PS zdjęcia nadejdą później... ciągle idą gdzieś... za górami, za lasami- w sumie Słowacja własnie tam jest... haha Dojdą to będą;-)

wtorek, 23 sierpnia 2016

Podróż do Babadag

jak opisać na blogu o koniach wyprawę, która nic z nimi nie miała wspólnego - oprócz detali...
Zobaczę co da się zrobić- zaczynamy sentymentalną podróż do kraju, gdzie koniki pracują nie dla radości swojej i właścicieli, tylko w znoju dnia codziennego, po to - by przeżyć.
Podróż była sentymentalna- bo pierwszy raz trasą przez Rumunię do Bułgarii jechałam ponad 40 lat temu jako mała dziewczynka- wczasy pod namiotem na północ od Varny- bo na południe to są Turcy, którzy mogą porwać małą dziewczynkę... Dziewczynką byłam ogólnie rzecz ujmując brzydką, więc kto by mnie tam porywał?... Rodzice moi nie znali książki Stasiuka podróż do Babadag i byli (mama była) raczej strachliwi, więc podróż była totalną udręką- byle tylko dojechać na miejsce za wszelką cenę – za cenę niespania, zmęczenia, głodu.
Drugi raz wyruszyłam w podróż do Rumunii 12 lat temu- w ramach projektu Comenius, wraz w grupą 3 niemieckich nauczycieli i sześciu naszych jechaliśmy dwa dni w jedną, dwa z powrotem. Wtedy też przekroczenie granicy węgiersko-rumuńskiej było dla nas szokiem- jakby trafić do polski lat 50tych- koniki ciągnące furki, biedne gospodarstwa zasłonięte wysokimi płotami, stare Dacie wciąż "na chodzie".  Zakręcił mnie ten kraj, polenta- jako tradycyjna bezsmakowa substancja dokładana do pysznych cibapcice, gołąbków w liściach winogron oraz rakija, śliwowica i gościnność ludzka. W naszej pamięci  podróż ta pozostała niczym wyprawa po złote runo. Zawitałam później w Rumunii jeszcze 2 razy i teraz- jako już doświadczony eksplorator wiedziałam- że nie ma co liczyć na podróż autostradami- one są... w planach... raczej dalekich- jak śmiał się nasz rumuński przyjaciel Catalin, ale nie ma tego złego- jadąc z prędkością 50km/h mijamy wszystkie wioski na trasie- zanurzamy się w rumuńską codzienność - korki przy każdej miejscowości, gdyż obwodnic nie wynaleziono. Niestety koników z furkami coraz mniej i sławetnych Dacii także - Catalin mówi, że jest cały rządowy program dopłacający chętnym, chcącym zamienić stare auto na nowe... szkoda- Babadag odchodzi w cień;-( 




te dwa zrobiłam w 2006



a to teraz;-)



W odróżnieniu od moich rodziców podróż zaplanowaliśmy z wieloma postojami- tak aby podziwiać piękno mijanych krajów- dlaczego mało kto w Polsce zdaje sobie sprawę, jakie perły architektury można spotkać  w Transylvanii - Sibiu- średniowieczne przepiękne miasto podobne nieco do niemieckiego Bambergu - nie bez przyczyny - wiele miast w Transylvanii założyli Niemcy emigrując tam 800 lat temu-  do tej pory spotyka się nazwy miejscowości w dwóch językach. 
Sibiu
Chciałabym jeszcze kiedyś wrócić do Sibiu- nie nacieszyłam się tym miasteczkiem do syta;-( Deszcz nas trochę pogonił. Zamek Drakuli ciągle mi się opiera- pierwszym razem strażnicy żądali oddania im mojego aparatu fotograficznego (co jak co, ale duszy nie oddam) teraz na odmianę kolejka turystów na ponad godzinę ostudziła nasze chęci- może kiedyś wrócimy???
Następny przystanek w Brashowie - u gościnnego brata mego rumuńskiego kolegi Catalina. Na dalszą podróż dali nam górę jedzenia i wielką butlę rakii- wytwarzanej przez teściową ( tu wszyscy robią rakiję (nawet teściowe)- taki obowiązek!). Nastraszyli mnie podróżą przez Bułgarię (jestem strachliwa chyba po matce;-) bo okazało się, że podróż po minięciu granicy znacznie przyspieszyła - w Bułgarii nie jedzie się przez wszystkie okoliczne wioski lub… jest ich znacznie mniej.
Zajeżdżamy do Sozopolu rozpieszczeni tanim obiadkiem i tanim winem w "interiorze" a tu łuppps- nic tanie nie jest- no nie takie drogie jak we Włoszech, czy nawet Chorwacji ale trochę zaskakujące. Zaskakująca jest także uroda starego miasta (jeśli chcecie przeżyć coś klimatycznego- szukajcie kwater właśnie tutaj!!), sklepiczki z pamiątkami, knajpki, zaułki i wszystko o czym marzy turysta. 
Sozopol by night
Są nawet koniczki z małymi powozikami- no nie takie piękne jak w Krakowie - ale jednak urocze. 




Plaża, słońce, ciepła woda w morzu, echhhh.
Jeżeli dołożę jeszcze podróż stateczkiem do Nesebaru- to chyba umrzecie z zazdrości.
bizantyjska bazylika w Nesebarze
 Kultura Bułgarii jest niesłychanie stara i bogata - początki datuje się na długo przed antyczną Grecją, szkoda, że tak mało u nas popularna- chociaż w Nessebarze było mnóstwo Polaków i w knajpkach menu bywało po polsku.
Jutro wracamy do Polski- postój w klimatycznej Sigishoarze w Rumunii i Bielym Kuniu na Słowacji- będzie znów co dopisać;-))


  

niedziela, 31 lipca 2016

Amigo znaczy przyjaciel

Po … 20 latach znowu zawitałam w Amigo, za pierwszym razem (te 20 lat temu) był to teren w okolicy Centurii, którego nie pamiętam, pamiętam natomiast, że dostałam już osiodłanego konia- co odebrałam jak pewien rodzaj braku zaufania- jakże jeździec może umieć osiodłać konia? Za drugim razem byłam już tutaj- w Grodźcu- nie było szans na teren- zrezygnowałam więc. W ostatnie dwa lata zawitałam do Amigo z wnuczką, było sympatycznie. No wreszcie ruszyłam własne ciężkie dupsko i pojechałam na jazdę dla samej siebie. Jazdę prowadził pewien Jacek ozdobiony tu i ówdzie (tam nie wiem…) barwnymi tatuażami. Właściwie było dobrze- wypociłam, co się dało, na koniec stwierdziłam, że nie dam rady na trzeci galop ze stępa po pięciu wężykach, kołach, zatrzymaniach i kłusach w półsiadzie, ćwiczebnych, anglezowanych i we własnej interpretacji artystycznej. Właściwie, to miałam szczęście, bo oprócz mnie jeździła miła dziewczyna, co prawda  na oklep, ale dużo młodsza ode mnie i też miała dość;-))))))))))))… i tu  moja ostatnia sprawa do zbadania- jak jeździli amerykańscy Indianie- pół życia myślałam, że na oklep, aż tu ostatnio zobaczyłam na blogu u Arkadiusza Caballeros, który wie wszystko o koniach, że czasami mieli też siodła. Może Arkadiusz mi to dokładniej wyjaśni, wbrew pozorom jest to bardzo istotna rzecz- może rzutować na powód zagłady Indian w Ameryce. Dla wielu Indianie nie byli "amigo" - tych wielu uważało się za chrześcijan - tak jak i u nas wielu... którzy o innych mówią "brudasy"- historia się powtarza.... 


wtorek, 5 lipca 2016

Znak krzyża

nie ładnie cieszyć się z cudzego wypadku - ale czasem zdarzenia zaczynają być purenonsensowne:
http://deser.gazeta.pl/deser/7,111857,20351728,dzokeja-kopnal-kon-wezwano-karetke-a-ta-przejechala-po.html#BoxNews2Img

Taki był dowcip o Jurandzie z "Krzyżaków", kiedy pokaleczony przez tychże Krzyżaków probuje wyjaśnić, kto mu to uczynil i robi znak krzyża. Odbiorcy tego komunikatu zakrzyknęli z przejęcia- pogotowie ci to zrobiło?!?!?!?!
Dobrze, że koń nie był krzyżacki- mógłby mu łepetynę jak stary dzbanek roztłuc. Te współczesne, wychudzone folbluty nie mają już takiej pary w nogach.


piątek, 1 lipca 2016

Temat TYLKO dla kobiet!!!

Kapelusze w Ascot
Jak ja- zawsze pragnąca być damą w kapeluszu, mogłam zapomnieć o tym temacie????
Generalnie wiem, że pisanie dzisiaj o czymkolwiek, co nie jest piłką nożną (swoją drogą nasza drużyna była naprawdę SUPER!), nie ma sensu, ale zaryzykuję.
 No więc z czego są słynne wyścigi w Ascot? Z koni? W życiu! Dacie u wujka google  hasło „wyścigi w Ascot” i …ani pół konia nie ujrzycie, chyba, że w kapeluszu:






Wyścigi konne Royal Ascot w Berkshire
W Berkshire rozpoczęły się wyścigi konne Royal Ascot. To ważne brytyjskie wydarzenie odbywa się na torze Ascot w hrabstwie Berkshire. Impreza stanowi okazję do pokazania się w jak najbardziej oryginalnym nakryciu głowy. Panów obowiązują tradycyjne cylindry.

No więc moja słabość do kapeluszy powinna dawno temu wywołać ten wpis.

W tym wszystkim królowa angielska (powinnam pisać dużą literą?), to bułka z masłem, nuda prowincji, kapelusz dla jej wysokości zrobiła modystka z Pcimia Górnego, przefarbowany męski cylinder  dodanym kwiatkiem- sklep "Wszystko po 2,50zł," Będzin, hale), dydaktyczny model do nauki o bryłach obrotowych:




Pomyślałam sobie, że nie mam szans na bycie damą, bo wysławiam się za mało elegancko;-(( chociaż Beata Tyszkiewicz słynie z używania przekleństw… a dama niezaprzeczalna… gdzie mi do niej…
Hahaha chciałam znaleźć jakieś zdjęcie Damy Beaty T. na koniu i zamiast tego znalazłam zdięcie jej uroczej córki- z koniem;-)

 ...oraz taki tekst (o innej damie polskiego showbiznesu) z… Newsweeka, no niemożliwe!!:
To był moment! Spokojna przejażdżka konna mogła skończyć się bolesnym upadkiem. Koń, którego dosiadała Kinga Rusin (40 l.), spłoszył się i chciał stanąć dęba! W ciągu kilku sekund dziennikarka musiała zapanować nad sytuacją i utrzymać się w siodle.
Jazda konna to piękny i stylowy sport, ale potrafi być również bardzo niebezpieczny. Nawet tak wprawny jeździec, jak jurorka "You Can Dance" musi liczyć się z tym, że wierzchowiec w każdej chwili może się spłoszyć lub zdenerwować.
Na szczęście Rusin wie, jak ujarzmić dzikie zwierzę. Jej reakcja była natychmiastowa. Odchyliła się w siodle, by utrzymać równowagę i popuściła wodze. Koń najwyraźniej zrozumiał, że ma do czynienia z doświadczonym jeźdźcem i szybko się uspokoił, a pani Kinga mogła kontynuować swoją przejażdżkę. 

Takich pierdół dawno nie czytałam (chyba, że własne teksty). „Prawie” ją zrzucił, ‘prawie” stanął dęba, koń szybko się uspokoił, przejażdżkę kontynuowano… - to właściwie, co się stało????  Jakbym miała liczyć moje „prawie” upadki, to Giness byłby ze mnie dumny, a gdzie w tym wszystkim "dramat"??? Chodzi o rodzaj gatunku literackiego, bo życiowy dramat trwający 3 minuty, to chyba nadużycie jezykowe godne samego najaśniejszego prezesa.
Więc oprócz kapeluszy było coś o koniach;-))
Nie byłabym sobą, nie zamieszczając tego:


W najbliższym czasie  wystąpię w kolejnym kapeluszu godnym Ascot – zamieszczę zdjęcie;-)

SUPLEMENT!
Obiecałam? No to proszę - Ascot na ślubie najśliczniejszej z dentystek;-))




niedziela, 12 czerwca 2016

Już myślałam, że Kasia robi mnie w konia

... kiedy powiedziala, że ślązaki mogą być siwe. Więc sprawdziłam of course:

Koń śląski starego typu[edytuj]

Koń ten odznacza się masywną, lecz harmonijną budową ciała. Głowa duża, ciężka i koścista, dopuszcza się profil garbonosy. Ganasze powinny być duże i wyraźne. Długa i mocno umięśniona szyja, mocna niepodkasana kłoda i mocny grzbiet. Zad szeroki, umięśniony, lekko skośny lub prosty. Szeroka i głęboka pierś. Kończyny o szerokich nadpęciach i suchych stawach, kopyta proporcjonalne. Umaszczenie gniade, ciemnogniade, skarogniade i kare, ewentualnie siwe. Wysokość w kłębie u klaczy: 158–168 cm, u ogierów: 160–170 cm[2].

Ta co sie pasło, to takie było,  tylko, że białe, a prezes mówił, że nic go nie przekona, że białe jest białe, więc siwy ślązak jest kary i już!!!! Prezes to znawca koni i ostatnio nawet byków;-)

No to u Kasi jeden taki się pasi...  a dopiero co na Dniach Będzina spotkałam jeszcze jednego ślązaka- z Rudy Śląskiej konkretnie, co przyjechał z klaczką, powozić na festynie dzieci i nie tylko. Ale klaczka nie była "hanyską", dereszowata na zadzie i w ogóle szczuplutka taka, wyśmigana. Nie na kluskach śląskich i modrej kapuście karmiona. Musi wegetarianka jakaś, amerykanka, czy co? Wyglądała jak Apallosa, o taka była:


Fajnie, że u nas świat międzynarodowy mocno-  i niech sobie tam durni narodowcy gadają co chcą, tylko mieszanki kultur dają efekty- nawet u koni to widać;-))

niedziela, 29 maja 2016

Świat opowiada takie piękne historie

że jestem gotowa przykryć mój własny wpis tym:

http://deser.gazeta.pl/deser/1,111858,20127773,poruszajaca-historia-weterana-z-wietnamu.html#NiePrzeg


a z malteretowaniem koników w Morskim Oku- to przesada- a jeśli już- to turyści je maltretują- lecz kiedy zabraknie turystów- to te konie wymrą - wybór należy do nas. 

Ciechocinek zamiast Burków

Ubrawszy te końskie buciska (mąż do tego nieodzowny ( oprócz otwierania słoików- Sexmisja) po pomiotaniu się w celu znalezienia toczka, rękawiczek, ewentualnej kurtki - ufff 15 minut niewyjęte! Wreszcie jadę do Burek... bum - grzmi, pat-pat-pat- pada, sms- sms- ślę- będzie jazda??? U nas nie pada!! Odpowiada Kasia- łup... nowy piorun. Zrejterowałam... pojechałam do marketu, kupiłam kwiatki, posadziłam w ogrodzie, powycinałam, poplewiłam, poklęłam- bo wreszcie deszczu nie było - w Burkach pewnie też!!! Jak ta natura robi z nas idiotów!!! Obejrzałam w TV turniej skoków w Ciechocinku. Na starość już chyba tylko ten Ciechocinek mi zostanie;-(((

Przeczytałam interesującą książkę "Shantaram", której akcja dzieje się w Indiach i Afganistanie. Widać, że autor przeżył to o czym pisze z wyjątkiem- ...końskich doświadczeń. Myli kłus z cwałem  pisząc o tanecznym cwale, którym podjechał główny bohater do innych jeźdźców (można tu co prawda winę zrzucić na tłumacza) i opisuje inne dziwne przypadki jeździeckie - kiedy nasz bohater - można powiedzieć "namiętnie" spada z koni. Są to konie afgańskie- czyli ichniejsze araby lub hucuły a w jego relacji ciągle stają dęba lub wierzgają. Jakoś słabo to widzę, aby ktoś hodował konie zdolne do zrzucania przy byle okazji- a przy okazji- na jakim siodle mógł nasz bohater jeździć w Afganistanie? Na kulbace- podejrzewam- a opis sugeruje- że poleciał na szyję konia i tak dojechał do czekającą na niego starszyznę afgańskiej wsi. Jeśli jechał na kulbace i przeleciał przez przedni łęk na szyję konia- to sorry- ale spadłby jak worek owsa na ziemię- mała kobieta nie przejedzie 5 metrów wisząc na szyi konia, co dopiero duży chłop mający  50 metrów do przejechania.

Skąd to wiem? Bo oglądałam ostatnio (też w TV) WKKW – maszynka do mięsa!! właściwie powinno się na to mówić MDM- ale jak już ktoś spadał, to spadał- a byli to wytrawni jeźdźcy- nie żadne patałachy z Australii po przejściach w bombajskich slumsach.   

Afgańskie konie... no może mogą sobie powierzgać lub zrzucić???


niedziela, 1 maja 2016

Wilcze echa - reaktywacja

Moi drodzy czytelnicy- parę osób z Was z pewnością  pamięta wsaniały polski western "Wilcze echa". Rok '68, przystojny Bruno O'Ya ( niczym Yull Bryner -z "Siedmiu wspaniałych"), Irena Karell- rasowa blondynka, która leci na niego... no i jeszcze pomagier ( Perepeczko - potem się rozwinął artystycznie ( i popracował nad klatą)  w Janosiku). 9 minuta -jak on ją wiezie....poptarzcie- no kobiety- nogi miękkie:

Chociaż Karel  przesiadana była (forma bierna uzasadniona) z konia na konia co rusz - sam początek:
To musiała być taka alegoria (młodzież sprawdzi w wiki, co to alegoria) scen erotycznych ( alegorię seksu stosował H. Bosch w swoich obrazach w postaci obłych from przypominających wydmuszki... nie takie to głupie;-) Jakie czasy takie alegorie;-)

ale nie o tym chciałam, tylko o ... mgle... (proszę was- bez podtekstów)
patrzcie- 10 minuta:

Super, nie? A dlaczego o tym mówię? Bo w Burkach trwają próby do remake’u.  Rafał ma grać Słotwinę, tylko koń mu okulał i na razie próby z mgłą „na piechotę”. Kasia wcieli się w postać graną przez Karell- że nie blondynka?? No nie, teraz to rude są najseksowniejsze- a ten warunek Kasia spełnia perfekcyjnie (inne też właściwie;-)) i sama może przesiąść się z konia na konia- chociaż to jest mniej seksowne;-((
 Nie wiem kto zagra rolę wiarołomnych strażników pogranicza i kogo obsadzimy w roli Perepeczki. Czekam na zgłoszenia. oooo mam kandydaturę!! Paru uczniów z mojej szkoły marzy o karierze kulturystycznej -  dopakują trochę i Perepeczko odegrany;-))

Właśnie uświadomiłam sobie, że to 1 maja a nie pierwszy kwietnia- ale czy to ma znaczenie?? Zdjęcia próbne z mgłą zrobione;-)






wtorek, 19 kwietnia 2016

Impresjonizm- czyli obrazki z jazdy AD 17 kwietnia 2016

Matko, co tu tyle ludzi?”, grillują, ganiają za psami odbierając im kiełbasę, kładą tę kiełbasę w prowokujących miejscach, karmią nią psy i dziadków (dziadkowie chcą tylko z węglem- bo dobrze robi na kiszki), plotkują o goleniu koni – to kawałek końskiej nogi lub zabawa polegająca na likwidacji sierści z grzbietu konia;-), czochrają te konie, nóg im podnieść nie umieją (głównie to dzieci- bo starzy to nawet nie próbują), ogłowia założyć też nie umieją (babcia z matką- nie, nie matka konia, tylko dziecięcia, które ma być amazonką w błękitnym śpiochu, wzięły ogłowie niczym płachtę na byka – koniowi opadła szczęka z wrażenia…więc wzięłam podniosłam tę szczękę, założyłam w/w ogłowia  - od razu 5 koniom z rzędu ( z rzędem też pomogłam)), miałam ochotę jeszcze komuś- a co, najchętniej to pewnej pyskatej posłance- bo kobyła żująca wędzidło jest mniej awanturującą się;-).
Dzieciorów cała zgraja, mała, mniejsza i najmniejsza (gender żeński rozrośnięty do nieprzyzwoitości!! A co na to kręgi określone?), na jeździe kobyła mnie molestowała (przesadziłam- nie mnie tylko mojego wałacha- ale głupia- wałacha!!!), wyśliniła dziewczę na niej jeżdżącą, potem były bryki,  fule i swawole, słoneczko na koniec zaświeciło w wydaniu Kasi- i powiedziało- że nie będziemy rozsiodłowywać nieboraków, bo już kolejna szarańcza na nie czeka… „szarańcza” to moja wizja czekających, co brykali najpierw wzdłuż padoku płosząc konie, ku swojej i koni uciesze, które na bryk odpowiadały brykiem albo może i wybrykiem. Na koniec oferowano mi kiełbasę, piwo, zabraniano pić kranówy i tak powinna wyglądać niedziela wiosną!!
 PS obrazków nie dołączę! - nie zrobiłam
ZAPOMNIAŁAM DODAĆ! pojawił się pewien rekwizyt... różowy palcat z gwiazdką na końcu... chyba jakaś księżniczka Barbie to miała... uważajcie konie- dotknięcie powoduje, że sierść nabiera fosforyzującego różowego koloru a grzywa fioletowej poświaty. Uciekajta koniska lepiej od tej landrynkowej  terapii!!


niedziela, 10 kwietnia 2016

Baba z wozu... koniowi na grzbiet

ale na jakim siodle? Nawiedził mnie ten temat, więc go zgłebiłam i znalazłam parę smakołyków:
http://www.stajniatrot.pl/texts/mondre/sidsad1.html

Mój ostatnio ulubiony Dariusz Caballeros w ogóle go nie tknął... hmmm

Czytając powyższy link zastanawiam się, w jakim siodle  Królowa Bona jechała naówczas, kiedy spadła i poroniła przyszłego księcia. Bardzo to odchorowała, fakt okoliczności (jazda konna) został zapisany w kronikach:

Niedźwiedź i JagiellonowieNie jest wykluczone, że pewien niedźwiedź wpłynął na losy dynastii Jagiellonów: sprowadzono go z Litwy do Niepołomic i, na życzenie króla Zygmunta, wypuszczono z klatki. Zwierzę rozochociło się, pokaleczyło paru ludzi, spowodowało panikę, skutkiem czego królowa Bona spadła z konia i poroniła; dziecko to było chłopcem. Gdyby przyszedł na świat prawidłowo, mógłby, jako młodszy brat bezdzietnego Zygmunta Augusta, odziedziczyć po nim tron (dynastia, choć obieralna, była jednak w praktyce dziedziczna), mieć synów i przedłużyć linię Jagiellonów na tronie polskim.
lub: W 1527 roku w Krakowie wybuchła epidemia. Król Zygmunt I Starty wraz z królową Boną schronili się przed nią, wyjeżdżając do Niepołomic. W tym czasie król urządzał wiele polowań. Specjalnie na jego życzenie sprowadzono wielkiego litewskiego niedźwiedzia. Według legendy podczas polowania niedźwiedź zaatakował królową Bonę, którą wystraszony koń zrzucił z siodła. Królowa była wtedy brzemienna. W wyniku upadku poroniła syna, któremu nadano imię Olbracht i pochowano w podziemiach Kościoła w Niepołomicach. Na pamiątkę tego nieszczęśliwego wydarzenia miejsce wypadku nazwano Poszyną, gdyż mieszkańcy Niepołomic zwykli mówić, że królowa pojechała tam "po syna".

Niestety o siodle nic nie napisano- może w męskim by nie spadla? Swoją drogą ciąża była chyba dość zaawansowana, trochę to było nierostropne z jej strony, ale świadczy o tym, ze kobiety nie dawały się zagonić tylko do "garów i miotły", lubiły sportowe rozrywki także. 
Jeszcze taki komentarz o Bonie i koniach znalazłam: She read classic masterpieces and studied law and history. In addition to her native Italian, she was fluent in Spanish and Latin. She knew how to dance and horse riding was never a problem to her. It is worth noting that Polish princesses of that time would never dream of such education.

In 1525 Prussian elector Albrecht Hohenzollern paid homage to the Polish King Sigmund I. This act was the last of Bona's political intrigues, efforts and wise strategizing. 

On that day "one hundred servants followed the Queen. All the dames of court surrounded her. Although they were all dressed beautifully, Bona's beauty shined the most. She wore a wonderful pale green dress with silver embroidery and jewels attached to it. Even the head-dress of her horse was decorated with jewels and glittered in the sun." 
Parę XV i XVI wiecznych  miniatur - jak widać różnie kobiety jeździły:



Tu niezłe amazonki 






Joanna D'arc





Babka polująca z sokołem... rycina niemicka 
Wszystkie wzięte ze strony: