niedziela, 12 sierpnia 2018

Hucuł lepszego sortu padnie ze śmiechu

Za trzy dni ma być wielka parada polskich sił zbrojnych ( ostatnio była taka w 1966, ale wszystko wraca, paradowanie naszego militarnego mocarstwa też) i z racji braków w wyposażeniu (Macierewicz nie kupił tego, co trzeba) część wojska pojedzie ubrana w misiurki z czasów Mieszka I...
 Nie wiem, czy organizator to sobie przemyślał, nie wiem, czemu nie wybrał husarii, ułanów, kawalerii... czy organizator widział kiedyś wojów Mieszka i ich konie?(pytanie retoryczne- widzieć nie widział, ale mógł sobie powyobrażać) Toż to jakieś Hucułki, dziarskie, bo dziarskie, ale sorry, prezencji nie mające.
Jeśli wsadzi tychże wojów na folbluty będzie dziwnie: kudłate chłopy w onucach z dzidami i pałami z ćwiekami siedzący na - no właśnie na czym? na angielskich siodłach, ułańskich kulbakach, samych skórzanych czaprakach - niczym fartuch szewca Kilińskiego...?
Muszę to zobaczyć, jak koń się uśmieje sam z siebie. oo ten sosenkę zaraz zje- hucułki to żyrty naród, ciekawe, co zjedzą na Marszałkowskiej, może sałatkę jednej .... baby;-))


Jakim trzeba być nepotycznym pustakiem partyjnego aparatu aby poniewierać człowiekiem…


 Dwa lata temu nie umiałam się pogodzić z „dobrą zmianą” zachodzącą w stajniach w Janowie Podlaskim i Michałowie. Wywalono ówczesnych prezesów tych stajni z dnia na dzień, nie, nie żeby byli złymi zarządcami, skorumpowanymi durniami, czy coś takiego. Oni po prostu nie byli kolesiami Jurgiela (ówczesnego ministra rolnictwa)… nie doili z nim krów w technikum, a nowopowołani prezesi owszem tak. Nie ważne było, że ci nowi nie mieli pojęcia o koniach- skoro umieli wydoić krowę, to i stadninę wydoją należycie. Życie jednak przerosło Jurgiela… i jego kolegów. Nawet „dobra zmiana” nie okazała się dla nich dość wyrozumiała. Gołym okiem widać zgliszcza po  Pride of Poland…
Teraz mówi się o dawnym prezesie Białowąsie z Michałowic już pozytywnie… tylko, że mnie człowieka żal, bo jak czuje się ktoś, kogo usuwa się z dnia na dzień jak jakiegoś śmiecia, bez podziękowania, bez podania ręki, bo stołek dla kolegi musi się znaleźć. Traktuje się oddanych pracowników gorzej niż okupant jakiś by ich potraktował.
Karma wraca, każde z nas musi świadczyć swoim życiem, uczynkami, słowami, że jest CZŁOWIEKIEM a nie partyjnym pustakiem.
Zamiast arabów daję zdjęcie pustaków, to na górze, to  gacie i gumofilce kolegów Jurgiela.



piątek, 3 sierpnia 2018

Niewidzialny duch stajni


Po trzydziestu latach ciorania się po stajniach wreszcie spotkałam niewidzialnego ducha stajni, ukazał mi się bo... był na wakacjach.
Ktoś może zapytać- dlaczego dopiero po tylu latach? No bo one są NIEWIDZIALNE, serio!
No dobra- niektórzy je widują – właściciele stajni lub koni, ale taki zwykły  stajenny CEPR (czyli ja) MA ZAKAZANE OGLĄDANIE DUCHÓW STAJNI.
 Czasem widzi efekty ich pracy- i to NIGDY ich nie dostrzega , gdy praca jest dobrze wykonana, ale nie daj bóg, niech coś pójdzie nie tak… jakie jopy sypią się na głowę tego niewidzialnego indywiduum. Kiedyś 5 kilometrów szłam wlokąc utykającego konia na pasku – dobrze, że MatkaKurka mnie nie słyszał, bo wylądowałabym w sądzie jak Owsiak za obrazę jego wrażliwych uszu (tego Matki znaczy). Podkowę diabli wzięli…
Kiedy do stajni przychodzimy my- te miejskie cepry, duchów nigdy tam nie ma, one są z rana, w tygodniu, potajemnie, aby przypadkiem nikt nie zauroczył złym okiem ich ciężkiej pracy.
Te duchy są tylko męskiego rodzaju- jeśli ktoś spotkał takiego płci pięknej, powinien zacząć grać w totka, bo ma takie szczęście. Praca przez te niewidzialne obiekty wykonywana jest niebezpieczna, bo koń kopie - dlaczego? Bo może.
Ja nawet myślę, że parę razy w życiu mogłam się  otrzeć  o tego konkretnego ducha, ale sama w popłochu się wycofywałam, a nóż koń się wkurzy, a na moją głowę spadnie parę ciężkich słów- bo duch duchem, niewidzialny bo niewidzialny, ale kto powiedział, że niesłyszalny?
I tu jest najwinkszy szpas- bo nie dość, że duch przemówił ludzkim głosem, to nie mówił ino godoł, po ślunsku konkrytnie, bo z Rudy Ślunskiej onżech jest. A Ruda to najwiynksze  zagłymbie tej godki. Po tygodniu to jużech sama  zoczynała godać a w każdym razie myśleć w tej melodii. Zaroski sobie przypomniałach, że Miodek – profesor, tyż po ślunsku piknie godoł, bo un z Tarnowskich Gór był, a to ino sztainem ciepnońć od Rudy ;-)

Od tysięcy lat krążąc od stajni do stajni duchy te dorobiły się wielu sińców od koni, ale także  mnóstwa dzieciaków, co można dostrzec w popularności nazwiska Kowal, Kowalski, Kowalczyk, a w innych krajach Smith, Schmied.


 Post ten dedykuję Panu Romanowi;-)


sobota, 6 stycznia 2018

Łysek i Tobiasz w jednym stali domku

Zaniedbuję mój blog;-( Szkoda. Byłam tydzień temu w Niemczech i w Bohum otwarto "very modern" muzeum kopalnictwa- więc zjeżdża się 00m pod ziemię ( taki trik) i zwiedza kopalnię. W jednym miejscu zaczęło coś na mnie rżeć, więc się przyjrzałam- koń - sztuczny co prawda z plastiku,  szmaty i chińskich generatorów rżenia alle za to dla fasonu w kapeluszu;-)
Tak, konie pracowały w kopalniach, pisał o tym Gustaw Morcinek- świetny śląski pisarz, w książce Łysek z pokładu Idy). Pisał o ślepnięciu zwierzaka z powodu ustawicznego przebywania w ciemności, gdyż te biedaki nie wychodziły latami na powierzchnię.
znalazłam takie informacje:
Pierwszym "przemysłem" wydobywczym na ziemiach polskich było kopalnictwo soli. Już w XIII wieku w Małopolsce powstały pierwsze, prymitywne kopalnie. A pierwsze wzmianki o koniach w górnictwie związane są z kopalnią soli w Wieliczce i pochodzą z XVI wieku. 
Wiecej o koniach w kopalniach
 oraz w Anglii

No i ten biedaczek z Bohum...


 


Co można jeszcze dodać?? Ludzie wybierają sobie los (najczęściej), zwierzęta są  zabawką w naszych rękach.

czwartek, 12 października 2017

Po co koniowi wędzidło a myszy toczek

ODZYSKAŁAM MÓJ KOMPUTEREK;-), no więc odrabiam zaległości:
Zapisek z ostatniej niedzieli:
Ale ci dzisiaj było, ze wstydem przyznaję, że od 3 (!!!) miesięcy nie siedziałam na koniu... nawet jak połamałam nogę, to było krócej... a wszystko przez półkolonie w wakacje, brzydką pogodę we wrześniu i Świeradów Zdrój, gdzie nie ma koni bo są emeryci- tak przynajmniej uważa Kasia. Tak, czy inaczej, po przerwie wreszcie dopadłam konia, ale był niekompletny... nie, no nogi 4 miał, ogon, łeb też, ale nie miał wędzidła i podpinki też nie miał. Podpinkę ktoś zwędził, a wędzidła nikt wędzić nie musiał, sama Kasia mu zabrała, bo jak go widział, to się dusił, bynajmniej nie ze śmiechu, tylko z nadmiarowej śliny. Koń, w odróżnieniu od wielbłąda i lamy, nie umie spluwać. Okazało się, że wędzidło jest zupełnie niepotrzebnym balastem, bez niego konik chodził jak po sznurku.
Na koniec zdjęłam mu to kulawe ogłowie i poleciałam umyć co? Wędzidło- oczywiście... przyzwyczajenie jest drugą naturą, więc zamiast wędzidła umyłam przyzwyczajenie.
Zapomniałam wspomnieć o myszy, która zrobiła sobie domek w moich końskich galotach... zapach konia nastrajał ją relaksacyjnie, gorzej, ze w toczku miała ubikację... paskuda, zginęła tragicznie...

wtorek, 11 lipca 2017

Konik jak zegarek, Mick Jagger i zdrada



Zacznę od zdrady- pojechałam sobie do Amigo, bo w Burkach horror- półkolonie.. nie pojeździsz, nie pogadasz, Kasia w amoku, jak mnie zobaczyła zaczęła gadać o zdradzie! Ale Kasia była także w Amigo… u konkurencji była! I mnie spotkała, bo ona chciała zrobić zakupy, ja chciałam pojeździć.
Nie powiem, pojeździłam… konik o imieniu na Pee… zapomniałam – klaczka Perwersja, Plejada, Pokusa, nie, coś, co wzięłam za płeć męską… Paragon lub Placebo… nieważne.
Ważne, że ona była grzeczna, chętna, ja dobrze sobie radziłam a nasz, nieco zabawny, instruktor swoja posturą przypominający Micka Jaggera, wiekiem zdecydowanie inne pokolenie… nie narzekał na mnie;-)) Ciekawe, czy połapał się, o kim mówię,  jak mu powiedziałam o tym Micku ;-)) No cóż, generalnie na jazdach spotykam inne pokolenia… pogadałam z jakąś gimnazjalistką… jako nauczyciel łapię te klimaty;-)) Niestety spotkanie z kimś w moim wieku zakrawa na cud… a ostatnio posucha w tym temacie;-((
W sumie fajnie było w Amigo- polecam… może dadzą mi jakiś procent z propagowania ich… z wiekiem robię się coraz bardziej naiwna hahahaha
PS Cień w części parcoursu był dobrodziejstwem! 

wtorek, 25 kwietnia 2017

Indianie uciekali na kucykach

... no powiedzcie, że Was to nie śmieszy... bo jak zacytowałam ten monolog przed moją rodziną, to oprócz konsternacji, żadnej emocjonalnej reakcji się nie doczekałam;-((
A to wszystko  przez mój serial życia... ponownie puszczony w TV po dwudziestu latach... wtedy nie było jeszcze satelit  itp. itd. , więc na wakacjach zażądałam zakupu mini telewizora i na campingu  cała świta okolicznych facetów pelengowała, abym mogła pooglądać w niedzielę (raz w tygodniu nadawali jeden odcinek, przez to starczyło ich na 3 lata;-)... DOKTOR QUINN!!!! 



Zawsze pragnęłam jak ona żyć na dzikim zachodzie- to romantyczna strona mojego ego i zawsze pragnęłam jak ona pracować i odnosić w tym sukcesy- to moja pozytywistyczna część ego. Serial zaspokajał w ten sposób WSZYSTKIE moje potrzeby… właściwie mąż był już nie potrzebny (chyba żeby do trzymania tej anteny), doktor Quinn mogła go z powodzeniem zastąpić.
Jeździła oczywiście na koniu, brała nawet udział w wyścigu, i w ogóle była ideałem!
Więc siadłam przed odbiornikiem ( czasy się zmieniły, odbiorniki także) i z wytrzeszczonymi gałami i na bezdechu oglądam kolejny odcinek – a tam generał Custer (jeszcze chyba nie generał, ale się sposobił) pojmał kilku indiańskich wojowników… Wojownicy jak na nich przystało, groźni, dzicy, waleczni, szybcy i w ogóle budzący respekt a nawet strach.. i tu rach-ciach uciekają ze swojego „więźnia” jak głos polskiego lektora obwieszcza- „Melduję, że na kucykach uciekli- panie komendancie!!  … naśmiałam się z moją Karoliną (chociaż kogoś to śmieszy!), a wszystko z powodu złego tłumaczenia słowa „pony” z angielskiego, bo czasem jest to faktycznie kucyk, ale czasem koń cowboyski lub indiański – chociaż to nie kucyk jednak;-)

Macie link do mojego kultu:

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Prawicowy koń

Ostatnio zauważyłam, że określenie lewak ( dawniej lewicowiec) jest pejoratywne a na dodatek łączone z gorszącymi zachowaniami takimi jak jeżdżenie na rowerze, weganizm,  gender (cokolwiek to znaczy… w jeździectwie musi znaczyć dużo- bo ciągle nic, tylko kobiety, dziewczyny, dziewczynki na koniach jeżdżą. Faceci wystają za ogrodzeniem gapiąc się na anglezujące pośladki).
Kobyłka, na której ostatnio jeździłam, tak się przejęła tym lewactwem, żeby gazety o niej nie napisały, albo w Internecie komentarzy nie było, że za boga nie chciała na lewą nogę postawić.

Pierwsza próba- ona prawą marsz.. Kasia krzyczy „zła noga!”, więc ja do kłusa i znowu… Majakowski (taki komunistyczny poeta rosyjski) przed oczami mi staje- „Lewą marsz” pisał… kobyła na poezję głucha.. kolejna próba i kolejna.. już mi Majakowski z oczu zszedł, bo zastąpił go pot..  Nie udało się, kobyła za skarby świata nie chciała być lewaczką i tyle. Kasia zasmucona skomentowała -Czeka mnie robota…  Nie wiem, co się tak przy tej lewicowej opcji  upiera, teraz nie jest to trendy, konie wyraźnie mają tu lepsze rozeznanie.

Z drugiej strony - na okazję niespodziewanej wizyty prezesa zakupiła (Kasia, znaczy) drabinkę, z której  mógłby wygłosić orędzie (przemówienie to za skromne słowo, myślę)… Aby sprzęt zapracował na siebie, póki co, podnóżek używany jest do wsiadania na konie – Kasia jest bowiem praktyczna, panu Bogu świeczkę a prezesowi ogarek…

Galop na prawą nogę:

filmik

Zmiana nogi w galopie:

dla zaawansowanych