sobota, 13 lipca 2013

Opłata w naturze, ale bez wielbłąda

Nie zawsze miałam wystarczająco dużo kasy na płacenie za jazdy. Na początku lat 90tych byłam biedna jak mysz kościelna. Nie mając czym płacić, a jednocześnie mając trochę pojęcia o rysunku, wpadłam na pomysł sprzedawania swoich prac w sklepiku z pamiątkami w Zbrosławicach.  Rysunki podpisywałam własnym nazwiskiem.
Pewnego razu po wycieczce do Zbrosławic syn koleżanki z dumą pokazał w domu plakat z koniem Kędziorem. Jego matka, a moja koleżanka, spojrzała na rysunek i zaczęła się śmiać – to nie koń Kędzior, tylko autor obrazka…
no cóż, czasem człowiek robi za konia.

Koń Kędzior

Z płaceniem bywa różnie, parę lat temu jeździłam u Kazia w Małobądzu koło Sławkowa. Było nieźle, piękny teren, Biała Przemsza, Pustynia Błędowska – koniki małe, zabawne, choć niektórzy mówili, że Balbina jest szalona”;-) ale nie bały się ni śliskiego, ni grząskiego, szły jak czołgi.
 Wszystko popsuł wielbłąd.
 Pewnego dnia kupili sobie wielbłąda – bo Pustynia ... Błędowska – to będzie jak znalazł;-)
Ranga stajni widać wzrosła, bo od tego momentu zaczęli kasować jak na Wielkiej Pardubickiej…  a ja zrezygnowałam z jazd, szczególnie, że wielbłąd był wredny i straszył konie.
Ciekawe jak tam z cenami obecnie… ponoć kupili drugiego wielbłąda… boję się sprawdzić...


Balbina i inne, tylko wielbłąda brakuje;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz