wtorek, 10 lutego 2015

Głupota frymuśnych panienek

W tym wypadku właściwie naiwność i głupota scenarzysty filmu Australia (2008), gdzie Nicole Kidman gra jakąś arystokratkę, która pojechała do Australii w sprawie zamordowanego męża. 
A tam ranczo, bydło i spęd trwający kilka dni. Co robi „frymuśna” panienka? Ubiera oficerki (miała potem grzyba na nogach - stąd nazwa takich butów- kozaki), a koniowi (jakiś folblut to był) czerwony (piekny) czaprak i angielskie siodło i tak sobie jadą… hehe, przez kurz, rzekę, kanion, kilometry półpustyni i całej pustyni …
 Ja myślałam, że arystokratka wraz z niebieską krwią ma pompowane do mózgu trochę mądrości, pokory do świata i do prostych pastuchów, którzy od dziesiątków lat przemierzają na koniach kilometry pastwisk a nie lansują się na parcoursach podczas konkursu dressagu (ujeżdżenia).
 Na „Dalekich Pastwiskach” to kulbaka jest najlepszym przyjacielem konia, a także człowieka. Pięknie pokazywał to Cejrowski na filmie o farmach w Wenezueli. Kulbaka rozmieszcza ciężar jeźdżca po całym grzbiecie konia i chroni jego kłąb itd , itd...
Kiedyś znajomy leśnik z Bieszczad śmiał się z nowobogackich z początku 90tych lat, którzy pragnąc popodziwiać piękno Bieszczad z końskiego grzbietu uznali, że huculski grzbiet jest uwłaczający ich statusowi, więc przywieźli swoje piękne, wyrasowane konie. Konie oczy mają, więc te arystokratyczne, wypieszczone i wydepilowane także – wściekły się, że mają jeździć po bezdrożach a nawet bezduktach, bezścieżkach i wydupiach, gryzionie przez muszki, meszki, gzy, bąki  i komary, zrobiły więc taki pokaz woltyżerki, że hucułom szczęki opadły i tylko wędzidła je trzymały na miejscu.
Zaufajcie tubylcom, czasem rezygnacja z utartych „miastowych” przyzwyczajeń wychodzi tylko na dobre – koniom i ludziom, a kulbaka jest ich najlepszym przyjacielem (wpis z 28.07.2013).


PS Ten film- Australia – ckliwo-naiwny, można sobie darować, chyba, że ktoś lubi takie bolywoodzkie produkcje. 

piątek, 6 lutego 2015

Żurawiejek nikt już nie śpiewa


Co to było?
Wszechwiedząca „Wiki” podaje po polsku i angielsku (ciekawe, dlaczego nie po rosyjsku?):

Żurawiejka – krótki, najczęściej dwuwierszowy, żartobliwy kuplet układany dla poszczególnychpułków kawalerii[1], oceniający z ironią i czarnym humorem ich wojenne losy. Żurawiejki charakterystyczne były dla kawalerii polskiej oraz rosyjskiej.
Zwyczaj, jak również nazwa, pochodzi z tradycji kawalerii rosyjskiej i została przejęta przez polskich kawalerzystów okresu międzywojennego. Nazwa pochodzi albo od rosyjskiego słowa „żuraw”, co by oznaczało pieśń tak jak on przelotną, albo wprost od tytułu popularnej rosyjskiej pieśni żołnierskiej Żuraw (ros. Журавль)[2].
Za twórcę żurawiejek uchodzi rosyjski poeta Michaił Lermontow, który zaczął je tworzyć pełniąc służbę w armii rosyjskiej jako junkier.
Dlaczego nikt już nie zaśpiewa? Bo zorientowałam się, że współczesna młodzież W OGÓLE nie umie NIC śpiewać;-((((((((((((
Pewnego dnia, rysując na mojej lekcji warzywa (mam takie hobby- nie ma to jak namalowana kapusta, seler lub cebule - najlepiej w liczbie trzech, przetwory nie wchodzą w rachubę - przecier ogórkowy lub mrożonka jarzynowa się nie łapią) zaczęła (ta młodzież) śpiewać „ogórek, ogórek”. Pomyślałam „dobrze jest’ może jeszcze namalują pomidory (adios, słoneczka zachodzące, za mój jesienny stół) i marchewkowe pole oraz, Strowbeery hills. Niestety, okazało się, że współczesna młodzież zna oprócz piosenek z przedszkola (Mała Micitanka była najlepsza) tylko, powtarzam - TYLKO! kolędy i pieśni religijne ( Bóg się rodzi, Przybieżeli, Barka itp.) i może nawet prawica byłaby szczęśliwa z tego powodu, lecz niech nie będzie. Świadczy to bowiem o zamieraniu śpiewanej kultury polski, tej biesiadnej, tej - może nie z górnej półki, ale bez tej rajdowo-kolonijnie-obozowej, nie będzie żadnej innej!
BŁAGAM, MŁODZIEŻY- ZACZNIJCIE ŚPIEWAĆ!!! Błagam, dorośli - zacznijcie uczyć młodzież śpiewać!!!!
Oto parę „kawałków” o koniach:

Dalsze życzenia - koń z drewnianą nogą (koń-pniak?)

Konik na biegunach

czwartek, 5 lutego 2015

Kwadratura konia

Pisałam kiedyś na temat koni jeżdżących w Morskim Oku (9.08.2013 Konie pod Morskim Okiem) z turystami i okazuje się, że jest to temat nadal budzący konflikty.
Właśnie Polityka z 5 lutego 2015 zamieściła artykuł „Kwadratura konia” dotyczący rzeszy ekspertów i serii badań związanych ze stanem zdrowia i stopniem eksploatacji koni ciągnących w Tatrach wozy. Eksperci nie twierdzą, że konie te są maltretowane, owszem pracują dość ciężko, ale nie jest to ponad ich siły lub wycieńczające.
Mimo to, we wszelkich debatach na ten temat przewija się motyw zastąpienia koni meleksami… no to, to już świetny pomysł- w ramach troski o konie weźmy je wszystkie zlikwidujmy i wyślijmy do rzeźni…  super inteligentnie.
Więc idąc tą drogą może pozbądźmy się psów pracujących na lawiniskach (może spaść na nie druga lawina), te polujące (no proszę was - cała idea polowania to już skandal) a mogą zostać pogryzione, zranione, podtopione, zmarznięte. Psy ciągnące sanki na Grenlandii, a bernardyny - noszą beczkę grzańca na szyi a napić się nie mogą;-( Wykorzystanie słoni w Azji urąga wszelkim przepisom bhp,  kodeksu pracy, etyki, normom UE (uppps, to nie Europa, no to chociaż tych przepisów spęlniać nie muszą) dźwigają tonowe bale i są deptane po głowie.
Więc zieloni chcą wywalić wszystkie konie, zastąpić je plastikiem, meleksem, elektryką (wspólny z koniem ma nawyk kopania), cyborgami, androidami i tanią siłą ze wschodu, bo ludzie mogą się męczyć.
Wtedy będą wszyscy szczęśliwi, zapomną jak wyglądają czworonogi, staniemy się drugą plastikową Japonią, co było marzeniem Wałęsy (więc jeszcze prezydent będzie się cieszył) i co tam, że kontakt z naturą, zwierzęciem, mozołem i szacunkiem do pracy może być wychowawczy.
 Za 50 lat nas też zastąpią plastikowe cacka z elektronicznymi bebechami, no bo co mamy się tak męczyć i męczyć a nawet umrzeć czasem, do rzeźni z nami ale już!


niedziela, 1 lutego 2015

Laska w stringach

Pogoda boska, ferie się zaczęły… czy może być coś piękniejszego? No chyba, że konie lub narty na dokładkę. W niedzielę narty są ryzykowne, w piękną niedzielę na początku ferii wręcz karkołomne, więc konie.
Stajnia, cisza w dziełach natury wokół mnie (jeśli ktoś nie wie, co to dzieło natury - to o drzewa chodziło, gdy moja córka w piątej klasie pisała wypracowanie, a wiedziała, że powtórzenia są nie na miejscu), tylko … dzięcioły – jedyne pracowite istoty, nawet w niedzielę stukają.
Szefowa z uśmiechem od ucha do ucha (dobrze, że je miała… inaczej mogłoby zębów zabraknąć)opowiada o nowej lasce, która się w stajni pojawiła. … Jaka ładna, z czarną grzywką, może troszeczkę za dużo sadełka, ale anorektyczki są złośliwe (coś w tym jest, muszę przemyśleć), miła,  intelignetna, szybko się uczy, przyjazna, a jaka chętna do pracy! Myślę sobie  - ma nową opiekunkę do dziecka?
Ale jak szefowa powiedziała, że bez stringów do roboty nie rusza (nie szefowa, tylko ta nowa laska), no to hmmm tylko jedna profesja mi została, ale żeby w Burkach taniec na rurze miał wzięcie, to się nie spodziewałam.
No dobra, zostałam wkręcona, ta laska, to nowa klaczka a springi to podogonie… ale warta jest wszystkich pieniędzy… dupką na ósemkach kręci jak należy, bioderka apetycznie zaokrąglone, błysk w oku jak się patrzy (jak nie, to też błyska, ale tylko w czasie rui (ta uwaga tylko dla wtajemniczonych;-)