poniedziałek, 8 lipca 2013

W której stajni pana poznałam?

Dzisiaj uciekł mi pies i przez pół dnia byłam smutna i zła jednocześnie – na nią - co za drań (dlaczego nie ma żeńskiej wersji tego określenia?!?!) i na siebie – zawierzyłam, że nie ucieka ostatnio… a jak wpadła pod auto lub pociąg????

Uff, wróciła, mogę pomyśleć o blogu ;-))
Na początku lat dwutysięcznych często jeździłam w stajni w Siewierzu.  Tam też byli wyjątkowi ludzie - zaklinacze koni, jak ich nazywałam, ale o tym, kiedyś indziej;-)
Pewnego razu uczestniczyłam w rajdzie do Koszęcina.
Ja – jak to ja, pechowiec, mój koń okulał w drugiej godzinie jazdy – swoją drogą, to nauczka dla wielu masterów (prowadzących) - galopowanie po grząskich łąkach może być kontuzjogenne (było tak wtedy), pomijając, to, że jest nieetyczne – ktoś uprawia tę łąkę nie po to, aby 15 galopujących koni zniszczyło jego pracę.
 Tak, czy siak, mój koń okulał po takim galopie.
W związku z tym, na miejsce noclegu dostałam się własnym samochodem. Był to stary folwark, remontowany przez zabawnego, ruchliwego faceta i jego żonę. Z dumą pokazywali kolejne etapy prac, a ja cały czas myślałam – skąd znam tego gościa?? Miałam na końcu języka pytanie - a w której stajni się spotkaliśmy??
Bóg nade mną jednak czuwał, pytanie zadałam, ale nie jemu, tylko pracownikowi stajni. Ten z promiennym uśmiechem odpowiedział – ależ to jest aktor! (?!?!?!!) Keine Annung – jak mawiają Niemcy, a gdzie on grał?  Aaaa w Z- jak Zazdrość albo L jak Liebe, albo jak Lubow…, C jak coś dalej nastąpi… i w takiej jednej reklamie…. Aaa to znany musi być - pomyślałam sobie;-)
A teraz zgadnijcie, o jakiego aktora chodziło – dzisiaj jest chyba najbardziej znanym polskim policjantem ;-), ciekawe, czy ma jeszcze ten folwark, czy gdzieś indziej poniosły go wiatry historii;-))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz