Tak mnie ten upał nastroił, żeby przywołać parę sytuacji z jesieni (albo
wiosny?), może pamiętacie. Pewnego dnia 2010 roku obiegła Polskę historia o
okrutnych hodowcach koników, którzy pozwolili im umierać na małej wyspie
zalewanej przez wodę (chyba jednak wiosna - roztopy).
Patrzę na te koniki, na media, które jak
szalone poniewierają właścicielami (dołożyć jeszcze komentarze internautów, którzy wylewanie pomyj na ludzkie głowy uważają za chrześcijański obowiązek), i myślę: koniki są z gatunku pierwotnych – jak Koń Polski, czy
Hucuł, one są stworzone do życia w
dzikim terenie, podmokłe łęgi, to dla nich nic, pod warunkiem, że kopyta są
suche (gnicie kopyt je zabije, deszcz, śnieg, zawierucha – to betka). Więc
koniki, żyły jak ich pradziadowie, a tu nagle wysoka woda uwięziła je na jakimś ostrowie – małej
wysepce ( jak pradziadów).
Zdarza się,
właściciele zajrzeli, dowieźli siana do żarcia, poczekamy, woda opadnie i odda
im wolność.
Ale nie, media nie pozwoliły – zrobiły, wraz z nakręconymi ekologami, z właścicieli morderców. Cała Polska się gapiła na spektakularną akcję ewakuacji koni na pontonach, a to, że
biedne stworzenia dopiero teraz były przerażone i mogły połamać sobie nogi
„wsiadając” do pojazdów, które im podstawiono – to nic.
Być może ta
woda była wyższa niż kiedykolwiek, ale nie jest to niczyja wina – natura ma
swoje prawa. Można mieć pretensję do hodowców, że przegapili moment przegnania
koni na wyższe miejsce, ale może nie było takiej możliwości. Nie byli to jednak żadni sadyści, których należy
powywieszać na okolicznych drzewach - jak ochoczo pisali internauci!
Innym razem
media wespół w zespół z niedoświadczonymi ludźmi obluzgały właściciela konia, ciągnącego wóz pod
Morskie Oko: koń upadł, z przemęczenia? Choroby? Właściciel zaczął go bić,
zmuszając do wstania.
Ludzie, to nie jest tak, że to sadyzm
właściciela, czasami trzeba konia podnieść za wszelką cenę i jak najszybciej, bo
to właśnie leżenie zagraża jego życiu. Jaką metodę zastosujecie, żeby półtonowego zwierza zmusić do
powstania? Prośbą? Na marchewkę? Przemawiając
do jego sumienia, czy ambicji?
To była
desperacja człowieka, któremu zdychało zwierzę. Wiele tysięcy koni uratowano,
zmuszając je do wstania w podobnym momencie, i nie były to dyplomatyczne negocjacje.
Nie ma na nie czasu.
Opisywałam w
poście „Koń bez głowy”, wypadek, jaki mi się zdarzył, myślicie, że w jaki sposób podnieśliśmy tamtego konia? Tylko za pomocą
bata i wrzasku, minuty się liczyły.
Żal mi było
tego gazdy z Zakopanego, może jego winą było to, że wóz był przeładowany (chociaż
mają tam normy na ilość osób na wozie), że było gorąco, a roboty wiele, za
wiele na parę koni. Ale nie było jego winą to, że usiłował podnieść konia
krzycząc i bijąc go batem. Ten bat nie porani końskiej skóry, a tylko strach
zmusi go do powstania.
Wiem, że dla
ludzi postronnych wygląda to szokująco – ktoś
wrzeszczący i bijący konia musi być oprawcą.
Owszem, bywa,
że bat jest używany bez sensu, ale raz tylko widziałam taki obrazek. O batach i
palcatach więcej następnym razem.
I
błagam, bądźcie bardziej odporni na medialne nagonki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz