Kiedy
przebrzmiały strzały w wojnie na Bałkanach, w 1994 roku wybraliśmy się na
wakacje do Chorwacji. Jeszcze transporty Czerwonego Krzyża jechały na południe,
jeszcze nie wpuszczano tam turystów, a popalone wioski przerażały swoim
realizmem.
Pojechaliśmy
więc na piękną wyspę Losin. Wyspa jest długa, 60km, po części pusta, stepowa… Nagle w tej dzikiej, wysuszonej przyrodzie dostrzegłam planszę reklamującą
jazdę konną. Nie byłabym sobą, gdybym tam nie pojechała. Nie przejmowałam się
informacjami z przewodników turystycznych, opisującymi bałkańskich mężczyzn
jako szorstkich i hołdujących wzorcowi macho w stosunku do kobiet, aż do
momentu, gdy zorientowałam się, że jestem na jakimś kompletnym pustkowiu z
obcym facetem na koniu Leo…
Jeżeli
zamorduje mnie tutaj, to pies z kulawą nogą mnie nie znajdzie …
Zaczęłam
do niego mówić, jak to robi ofiara w obliczu sadystycznego mordercy… trzeba
nawiązać wieź… Ja po polsku, on po chorwacku… jakoś szło.
Dowiedziałam
się, że ma dzieci.. że o konie w Chorwacji trudno - nie ma tradycji hodowlanych,
te, które ma, przywiózł ze Słowenii parę miesięcy wcześniej.
Teren
był nieprzyjazny, mocno kamienisty i stromy, pojechaliśmy nad morze, gdzie
moczył nogę Lea - koń miał tam otarcie. Słona woda pomoże.
Na
koniec, kiedy wróciliśmy cali i zdrowi, powiedział mi, że strasznie się bał polskiej
kobiety… bo ona była – jak to nazwał „profesorem” jazdy na koniu, w porównaniu
z nim…
Okazuje się, że często sprawy wyglądają
zupełnie inaczej, niż my sobie wyobrażamy;-)
Czasami
myślę o tym facecie, nie zrobił tam biznesu, bo kto zechce jeździć na koniach
na takim „wydupiu”. Żal mi go.
Dlaczego
taki tytuł posta? Kiedy zapytałam, jak to możliwe, że dawni sąsiedzi:
Bośniacy, Chorwaci, Serbowie potrafili palić sobie domy, mordować się nawzajem,
odpowiedział, „polityka, to je k..wa”.
A
na koniec zagadka – na jakich koniach jeździliśmy – są kare jak się rodzą,
bieleją około piątego roku życia.
a nie były to Lipicanery???
OdpowiedzUsuń