piątek, 12 lipca 2013

Polityka to je k..wa

Kiedy przebrzmiały strzały w wojnie na Bałkanach, w 1994 roku wybraliśmy się na wakacje do Chorwacji. Jeszcze transporty Czerwonego Krzyża jechały na południe, jeszcze nie wpuszczano tam turystów, a popalone wioski przerażały swoim realizmem.
Pojechaliśmy więc na piękną wyspę Losin. Wyspa jest długa, 60km, po części pusta, stepowa… Nagle w tej dzikiej, wysuszonej przyrodzie dostrzegłam planszę reklamującą jazdę konną. Nie byłabym sobą, gdybym tam nie pojechała. Nie przejmowałam się informacjami z przewodników turystycznych, opisującymi bałkańskich mężczyzn jako szorstkich i hołdujących wzorcowi macho w stosunku do kobiet, aż do momentu, gdy zorientowałam się, że jestem na jakimś kompletnym pustkowiu z obcym facetem na koniu Leo…
Jeżeli zamorduje mnie tutaj, to pies z kulawą nogą mnie nie znajdzie …
Zaczęłam do niego mówić, jak to robi ofiara w obliczu sadystycznego mordercy… trzeba nawiązać wieź… Ja po polsku, on po chorwacku… jakoś szło.
Dowiedziałam się, że ma dzieci.. że o konie w Chorwacji trudno - nie ma tradycji hodowlanych, te, które ma, przywiózł ze Słowenii parę miesięcy wcześniej.
Teren był nieprzyjazny, mocno kamienisty i stromy, pojechaliśmy nad morze, gdzie moczył nogę Lea - koń miał tam otarcie. Słona woda pomoże.
Na koniec, kiedy wróciliśmy cali i zdrowi, powiedział mi, że strasznie się bał polskiej kobiety… bo ona była – jak to nazwał „profesorem” jazdy na koniu, w porównaniu z nim… 
Okazuje się, że często sprawy wyglądają zupełnie inaczej, niż my sobie wyobrażamy;-)
Czasami myślę o tym facecie, nie zrobił tam biznesu, bo kto zechce jeździć na koniach na takim „wydupiu”. Żal mi go.
Dlaczego taki tytuł posta? Kiedy zapytałam, jak to możliwe, że dawni sąsiedzi: Bośniacy, Chorwaci, Serbowie potrafili palić sobie domy, mordować się nawzajem, odpowiedział, „polityka, to je k..wa”.

A na koniec zagadka – na jakich koniach jeździliśmy – są kare jak się rodzą, bieleją około piątego roku życia.

1 komentarz: