Nie pisałam całe wieki… a dokładnie dwa
miesiące, sorry, ale nie składało mi się…
Ostatnio po przerwie zawitałam też w stajni a tu śliczna
srokata biało-brązowa kobyłka na mnie czeka;-))
Siodłam tego słodziaka, grzyweczka, dupeczka, ogonek, kopytka, siodełko,
gotowe;-) Wpada córka gospodarzy, gapi się na konika przez moje ramię i pyta- a kopyta już robiłaś?
Tak. Ona na to- I co?? A
co ma być? – pytam zaskoczona. Okazało się, że kobyłka w poprzedniej stajni
miała narowy i nóg dawać do czyszczenia nie chciała.
I tu wyszło mi po raz kolejny, że jak
się czegoś nie wie, podchodzi do człowieka lub konia bez obciążenia, to się
udaje. Gdybym wcześniej wiedziała, że z koniczkiem jakieś problemy, pewnie moja
niepewność, spięcie byłoby dla niej wyczuwalne i uppppsss problem gotowy.
Kiedyś przeżyłam podobną sytuację
ubierając konia na jakimś letnim obozie (byłam tam gościem), po ubraniu mu
ogłowia zobaczyłam, że zbiegła się grupka dziewcząt wydających jakieś achy i
ochy… ten koń nigdy nie dawał włożyć sobie wędzidła… jako że nie wiedziałam, to
włożyłam… hahahaha
Muszę tę zasadę stosować bardziej
powszechnie.. . jak się nie wie, to się da;-))
To prawda całkowicie się z Tobą zgadzam, z końmi jest tak, że świetnie skubane wyczuwają nasze emocje. Zupełnie inaczej wygląda jazda gdy mam dzień, kiedy jestem zestresowana, spięta, a inaczej gdy jestem rozluźniona. Chyba za to najbardziej kocham te zwierzęta:)
OdpowiedzUsuń