Rok, dwa lata temu, byłam w zielonogórskiem,. Oczywiście konie;-))
Właściciel miał ekstremalnie piękny dom, to było naprawdę coś. Poza tym miał parę koni i sympatycznego, siedmio (??) letniego syna.
Właściciel miał ekstremalnie piękny dom, to było naprawdę coś. Poza tym miał parę koni i sympatycznego, siedmio (??) letniego syna.
Wprosiłam się na teren. Nie znał mnie, nie ocenił mojej
umiejętności jazdy (nawet po starości kurtki – jak kiedyś leśnik, o którym
wspomniałam miesiąc temu). Wysłał mnie ze swoim sympatycznym (aczkolwiek mocno
nieletnim) synem w teren. Dziecię miało krótkie nóżki, więc puśliska zakręciło
się do strzemion na dwa razy. W międzyczasie dowiedziałam się, że facet sam się
nauczył jeździć parę lat temu z… książki .. Jada
konna w weekend, albo jakoś podobnie…i sam ujeżdżał młodego konika.. z
książki??? Chyba…
Objechałam kawał terenu, potem prowadzący chłopaczek postanowił
„zaszpanować” przed kolegami i przez wieś przegalopował, zrobiłam mu awanturę,
mój koń nie był podkuty (jego na szczęście był). Nie wyobrażam sobie galopu po
asfalcie na niekutym koniu.
Kiedy wróciliśmy do stajni, próbowałam uświadomić chłopu, że ciśnie
się w problemy, jeżeli klientowi coś by się stało podczas takiej jazdy, jak
wytłumaczy, że jazdę prowadził kilkuletni chłopak? Że on sam nie ma papierów
instruktorskich, że nie jest ubezpieczony, bo na jakiej podstawie?
Życzę mu powodzenia, ale niech lepiej da szansę Panu Bogu i
uzupełni braki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz