Po … 20 latach znowu zawitałam w Amigo, za pierwszym
razem (te 20 lat temu) był to teren w okolicy Centurii, którego nie pamiętam, pamiętam natomiast,
że dostałam już osiodłanego konia- co odebrałam jak pewien rodzaj braku
zaufania- jakże jeździec może umieć
osiodłać konia? Za drugim razem byłam już tutaj- w Grodźcu- nie było szans
na teren- zrezygnowałam więc. W ostatnie dwa lata zawitałam do Amigo z wnuczką,
było sympatycznie. No wreszcie ruszyłam własne ciężkie dupsko i pojechałam na
jazdę dla samej siebie. Jazdę prowadził pewien Jacek ozdobiony tu i ówdzie (tam
nie wiem…) barwnymi tatuażami. Właściwie było dobrze- wypociłam, co się dało,
na koniec stwierdziłam, że nie dam rady na trzeci galop ze stępa po pięciu
wężykach, kołach, zatrzymaniach i kłusach w półsiadzie, ćwiczebnych,
anglezowanych i we własnej interpretacji artystycznej. Właściwie, to miałam
szczęście, bo oprócz mnie jeździła miła dziewczyna, co prawda na oklep, ale dużo młodsza ode mnie i też miała
dość;-))))))))))))… i tu moja ostatnia
sprawa do zbadania- jak jeździli amerykańscy Indianie- pół życia myślałam, że
na oklep, aż tu ostatnio zobaczyłam na blogu u Arkadiusza Caballeros, który wie
wszystko o koniach, że czasami mieli też siodła. Może Arkadiusz mi to
dokładniej wyjaśni, wbrew pozorom jest to bardzo istotna rzecz- może rzutować
na powód zagłady Indian w Ameryce. Dla wielu Indianie nie byli "amigo" - tych wielu uważało się za chrześcijan - tak jak i u nas wielu... którzy o innych mówią "brudasy"- historia się powtarza....
Super! Zapraszam na mojego bloga :)
OdpowiedzUsuń