niedziela, 31 lipca 2016

Amigo znaczy przyjaciel

Po … 20 latach znowu zawitałam w Amigo, za pierwszym razem (te 20 lat temu) był to teren w okolicy Centurii, którego nie pamiętam, pamiętam natomiast, że dostałam już osiodłanego konia- co odebrałam jak pewien rodzaj braku zaufania- jakże jeździec może umieć osiodłać konia? Za drugim razem byłam już tutaj- w Grodźcu- nie było szans na teren- zrezygnowałam więc. W ostatnie dwa lata zawitałam do Amigo z wnuczką, było sympatycznie. No wreszcie ruszyłam własne ciężkie dupsko i pojechałam na jazdę dla samej siebie. Jazdę prowadził pewien Jacek ozdobiony tu i ówdzie (tam nie wiem…) barwnymi tatuażami. Właściwie było dobrze- wypociłam, co się dało, na koniec stwierdziłam, że nie dam rady na trzeci galop ze stępa po pięciu wężykach, kołach, zatrzymaniach i kłusach w półsiadzie, ćwiczebnych, anglezowanych i we własnej interpretacji artystycznej. Właściwie, to miałam szczęście, bo oprócz mnie jeździła miła dziewczyna, co prawda  na oklep, ale dużo młodsza ode mnie i też miała dość;-))))))))))))… i tu  moja ostatnia sprawa do zbadania- jak jeździli amerykańscy Indianie- pół życia myślałam, że na oklep, aż tu ostatnio zobaczyłam na blogu u Arkadiusza Caballeros, który wie wszystko o koniach, że czasami mieli też siodła. Może Arkadiusz mi to dokładniej wyjaśni, wbrew pozorom jest to bardzo istotna rzecz- może rzutować na powód zagłady Indian w Ameryce. Dla wielu Indianie nie byli "amigo" - tych wielu uważało się za chrześcijan - tak jak i u nas wielu... którzy o innych mówią "brudasy"- historia się powtarza.... 


1 komentarz: