Święta nadchodzą... kroczą... kaczym krokiem, no u mnie to
indyczym, poszturchiwanym przez jakąś kurę ze ściółkowego chowu... miała być
kaczka- ale widocznie była dziwaczka i zamieniła się w grzebacza typu kura...
no i może lepiej, Kaczkę mogłabym potraktować zbyt obcesowo... kopem w
...
Dobra, nie o moich
perypetiach z ptactwem chciałam, tylko o Top Modelach, którzy zamienili się z
okazji wigilii w konie- zwykle, to jest odwrotnie- bydlątka ludzkim głosem
mówią a tu nowy trend, trąd nawet- padło na kobiety- bo gender na parkurze
sprzyja mężczyznom - nie muszą dyrdać po piachu w dwudziestocentymetrowych
obcasach lub co gorsza koturnach, a prawdziwe kobiety muszą!
Więc w przerwie między karpiem a barszczem patrzę na te modelki - ma być z gracją, ale gdzie tu gracja, kiedy kopy piachu po drodze.
Ludzie,
prawdziwa dama nie lata po gumnie ( nie mylić z gównem... chociaż na gumnie i
to się zdarza) w obcasach- bo prawdziwa dama ZAWSZE wie, jak się odpowiednio
ubrać: do koni ubiera sztyblety, koszulę i bryczesy, tylko idiotki ze
szmirowatych seriali ubierają sweterki w perełki (kultowy serial szmiry "Dynastja") i idą miziać się z koniem (bez
podtekstów, proszę). Moją wykładnią stajennej elegancji była książka
"Złote Wybrzeże", w której główna bohaterka - z wybitnie
snobistycznej arystokracji amerykańskiej, ubierała zwykłe dżinsy gdynaszła ją ochota popracować w
stajni... no nie tak całkiem bezinteresownie... studenci dorabiali sobie tam
jako chłopcy stajenni... "Bezinteresowna" to ona w kontaktach z końmi
w ogóle nie była... z mężem jeździła na jednym... siodle… nago;-)) Zawsze jakiś interes był;-)
Wracając do tego
Top Modela- bidule mało nóg na tym piachu nie połamały- bolesny widok i na
dokładkę w długich jedwabnych sukniach musiały jakiegoś wycofanego konika
prowadzać. Wycofanego- bo śmiały podprowadzałby je, aż by fruwało... szkoda
trochę takiego widoku. Do tego jeszcze stacjonatę, trippla, kopertę i rów z
wodą zaliczali.. bez koni hahaha niczym ja kiedyś- 25 lat temu trenując we
własnym ogródku przed moim pierwszym i ostatnim występem na parkurze. hmmm
mogłam top modelem zostać, szło mi całkiem dobrze- nawet kłusem, one na tych
obcasach żadnego kłusa odskakać nie mogły.
Na koniec ten
konik jednej na suknię nadepną i ruszyć ni rusz nie chciał... Prowadzący- jak
mu jest- no taki z czarnymi włosami, czy dredami... zapomniałam jego loginu ;-)
z wyrzutem spojrzał na kiecę i winowajczynię- 3tyś w plecy... profanacja dzieła
... nooo boroczka mało pod ziemię się nie zapadła.
Na koniec życzę wszystkim lubiącym mój blog, samego dobra w święta i w nadchodzącym roku;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz