sobota, 21 września 2013

Nie każdy rodzi się nauczycielem

Nauczycielstwo mam we krwi. Przepowiedziała mi to prawie 40 lat temu moja nauczycielka matematyki, kiedy tłumaczyłam kolegom rozwiązywanie całki przez części (kto nie rozumie – nie musi – to bardzo elitarna czynność, niczym haft Richelieu). A teraz, po latach myślę, że to jest tak -  nauczyciel, to ten, który wie, jak „pociągać za sznurki”, jak motywować ucznia.
A co to ma do koni? Ano kiedyś obserwowałam Jasia, który uczył młodego konia chodzić pod siodłem.  Wziął tego konika na długiej lince, zaprowadził na koło, dobre do ujeżdżania. Na kole była kałuża, co tam jedna kałuża… konik jednak bał się wody, więc Jasiu stwierdził, ze musi go przyzwyczaić do wody. Konik, jak to koniki mają (szczególnie młode), trochę brykał, troszkę się bał, skakał, gubił krok.
 Jasiu nie wziął długiego bata (dobrego do ujeżdżania), a co tam bat… nie, bat NIE SŁUŻY DO BICIA, ZNĘCANIA SIĘ NAD KONIEM! Ale jest jak drogowskaz, pokazujący co mam robić. Koń popychany przez bat, który podąża za jego ruchem, wie, że ma iść stępa, przyśpieszyć, trzymać rytm.
Patrzyłam na Jasia i konia oczami nauczyciela. Moje nauczycielskie oko widziało błędy. Nie można uczyć jednocześnie dwóch rzeczy – trzymania kroku i przechodzenia przez kałużę, koń czuł się zagubiony, za co jest karany.
Jasiu nie mając tego bata, używał do poganiania lub karania konia, drugiego końca lonży (długiej linki). Ten reagował na to niczym diabeł na święconą wodę – skakał i uciekał… Jasiu karał, koń bardziej uciekał, coraz mocniej przerażony i pogubiony.
Jako nauczyciel odwróciłam wzrok – nie tak uczy się maluczkich – sygnały muszą być jasne i niegwałtowne, konsekwentnie powtarzane. Mają zachęcać a nie straszyć. Uczeń powinien po lekcji czuć radość z osiągniętego postępu, to wynagrodzi mu jego zmęczenie. 

Nie każdy może być nauczycielem, nawet  od koni - a może tym bardziej!


1 komentarz:

  1. oj nie każdy nie każdy, pani nauczycielko Małgosiu. Przeżywam teraz to na swojej matczynej skórze...ale i nie każdy rodzi sie kierownikiem szkoły...a nie wiem czy to jeszcze nie gorsze, kiedy się wykonuje to zadanie zawodowe bez powołania i miłości do dzieci...wiesz, chciałabym być Twoim uczniem :). No w każdym razie moje dzieci bym bez wahania do Ciebie posłała... Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń