Nauczycielstwo mam we krwi. Przepowiedziała mi to prawie
40 lat temu moja nauczycielka matematyki, kiedy tłumaczyłam kolegom
rozwiązywanie całki przez części (kto nie rozumie – nie musi – to bardzo
elitarna czynność, niczym haft Richelieu). A teraz, po latach myślę, że to jest
tak - nauczyciel, to ten, który wie, jak „pociągać za sznurki”,
jak motywować ucznia.
A co to ma do koni? Ano kiedyś obserwowałam Jasia, który
uczył młodego konia chodzić pod siodłem. Wziął tego konika na długiej
lince, zaprowadził na koło, dobre do ujeżdżania. Na kole była kałuża, co tam
jedna kałuża… konik jednak bał się wody, więc Jasiu stwierdził, ze musi go
przyzwyczaić do wody. Konik, jak to koniki mają (szczególnie młode), trochę
brykał, troszkę się bał, skakał, gubił krok.
Jasiu nie wziął długiego bata (dobrego do
ujeżdżania), a co tam bat… nie, bat NIE SŁUŻY DO BICIA, ZNĘCANIA SIĘ NAD
KONIEM! Ale jest jak drogowskaz, pokazujący co mam robić. Koń popychany przez
bat, który podąża za jego ruchem, wie, że ma iść stępa, przyśpieszyć, trzymać
rytm.
Patrzyłam na Jasia i konia oczami nauczyciela. Moje
nauczycielskie oko widziało błędy. Nie można uczyć jednocześnie dwóch rzeczy –
trzymania kroku i przechodzenia przez kałużę, koń czuł się zagubiony, za co
jest karany.
Jasiu nie mając tego bata, używał do poganiania lub
karania konia, drugiego końca lonży (długiej linki). Ten reagował na to niczym
diabeł na święconą wodę – skakał i uciekał… Jasiu karał, koń bardziej uciekał,
coraz mocniej przerażony i pogubiony.
Jako nauczyciel odwróciłam wzrok – nie tak uczy się
maluczkich – sygnały muszą być jasne i niegwałtowne, konsekwentnie powtarzane.
Mają zachęcać a nie straszyć. Uczeń powinien po lekcji czuć radość z osiągniętego
postępu, to wynagrodzi mu jego zmęczenie.
Nie każdy może być nauczycielem, nawet od koni - a może tym bardziej!
oj nie każdy nie każdy, pani nauczycielko Małgosiu. Przeżywam teraz to na swojej matczynej skórze...ale i nie każdy rodzi sie kierownikiem szkoły...a nie wiem czy to jeszcze nie gorsze, kiedy się wykonuje to zadanie zawodowe bez powołania i miłości do dzieci...wiesz, chciałabym być Twoim uczniem :). No w każdym razie moje dzieci bym bez wahania do Ciebie posłała... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń