2006, dzwonię do Złotego Potoku, do stajni:
Chciałam się umówić na
teren… a z kim mam przyjemność, bo głos jak
Czerwonego Kapturka?
Jak zajechałam i się przedstawiłam, że to ja jestem tym
Czerwonym Kapturkiem, czar jakby prysnął…. szkoda…
Wisła 2004
Wielki billboard reklamujący w stylu Mal….. ( jednej marki
papierosowej) jazdę konną, więc szeroki
step i facet w kraciastej koszuli na koniu.
Mój kolega – gruby ten
facet… hmmm noo trochę jakby….
Zajeżdżamy na miejsce, facet może nie chudy ale sympatyczny i z poczuciem
humoru. Skarżę na mojego kolegę: A
Piotrek powiedział, że pan jest gruby… Na co Piotrek w momencie: nieeeee, powiedziałem tylko, że ma pan
grubego konia…. Facet postawił Piotrkowi piwo... mnie nie;-((
Jadę pewnego razu z .. pracownikiem ze stajni w Morsku na Jurze Krakowsko – Częstochowskiej ( już jej
chyba nie ma), facet ten pali jak smok,
narzeka jaki jest przepracowany a na koniec, jak usłyszał, że jestem
nauczycielką pyta: Maturę by mi pani
załatwiła… uppps a niby jak? Tej
matury potrzebował do zrobienia papierów instruktorskich. Wysłałam go na targ, niech sobie kupi.
Niestety nie zawsze jest zabawnie, był sobie w Górce
Siewierskiej taki instruktor (dawno na szczęście), do którego przyjeżdżałam co
wtorek na czwartą. Raz padało jak diabli, nie przyjechałam (nie istniały jeszcze komórkowce), za tydzień pojawiam się
jak zwykle i słyszę: A po co pani
przyjechała? …hmmm, myślałam, że na jazdę…. Ale pani jest nie umówiona…. Nie ukrywam, że byłam wredna, siadłam sobie i
czekam, co nastąpi… nic nie nastąpiło… bo on nie miał nikogo innego .. chciał
tylko pozbyć się klienta… morda jedna!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz