poniedziałek, 9 września 2013

Dialogi na "cztery nogi"


2006, dzwonię do Złotego Potoku, do stajni:
Chciałam się umówić na teren… a z kim mam przyjemność, bo głos jak  Czerwonego Kapturka?
Jak zajechałam i się przedstawiłam, że to ja jestem tym Czerwonym Kapturkiem, czar jakby prysnął…. szkoda…

Wisła 2004
Wielki billboard reklamujący w stylu Mal….. ( jednej marki papierosowej)   jazdę konną, więc szeroki step i facet w kraciastej koszuli na koniu.
Mój kolega – gruby ten facet… hmmm noo trochę jakby…. Zajeżdżamy na miejsce, facet może nie chudy ale sympatyczny i z poczuciem humoru. Skarżę na mojego kolegę: A Piotrek powiedział, że pan jest gruby… Na co Piotrek w momencie: nieeeee, powiedziałem tylko, że ma pan grubego konia…. Facet postawił Piotrkowi piwo... mnie nie;-((

Jadę pewnego razu z .. pracownikiem ze stajni w Morsku  na Jurze Krakowsko – Częstochowskiej ( już jej chyba nie ma), facet ten  pali jak smok, narzeka jaki jest przepracowany a na koniec, jak usłyszał, że jestem nauczycielką pyta: Maturę by mi pani załatwiła… uppps a niby jak? Tej matury potrzebował do zrobienia papierów instruktorskich.  Wysłałam go na targ, niech sobie kupi.

Niestety nie zawsze jest zabawnie, był sobie w Górce Siewierskiej taki instruktor (dawno na szczęście), do którego przyjeżdżałam co wtorek na czwartą. Raz padało jak diabli, nie przyjechałam (nie istniały  jeszcze komórkowce), za tydzień pojawiam się jak zwykle i słyszę: A po co pani przyjechała? …hmmm, myślałam, że na jazdę…. Ale pani jest nie umówiona….  Nie ukrywam, że byłam wredna, siadłam sobie i czekam, co nastąpi… nic nie nastąpiło… bo on nie miał nikogo innego .. chciał tylko pozbyć się klienta… morda jedna!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz