Zaczęła się szkoła – więc refleksja na rozpoczęcie roku: Młodzieży
trzeba imponować
Wyobraźcie sobie, ja – wówczas młoda kobieta (32?), on około 18,
przystojny, intrygujący. Prowadzę go konno do lasu… Opowiadam (zawsze byłam
elokwentna) piękne historie o koniach, on patrzy z podziwem… (super), jedziemy bok w bok, stępa, tylko puślisko za długie, skrócę sobie.
Wyjmuję nogi ze strzemion, majstruję przy paskach i nagle znikam z pola
widzenia młodzieńca… on - zatroskany (na pewno był zatroskany;-), zagląda z
drugiej strony mojego konia a tu… siedzi bidula na ziemi, prościutko – tak
zwany siad prosty – pośladki razem, nózie równiutko obok siebie, buciki
czyściutkie, dobrze się prezentują na tej trawce. Koń też się zatrzymał,
prościutko, a jakże, nóżki równiutko, pośladki razem- dostałby dobre oceny na
pokazie ujeżdżenia, kopytka też czyściutkie.
„Te siodła robią takie
śliskie teraz..” mówię
inteligentnie.
Włażę ponownie na to śliskie siodło, jedziemy, chłopak robi
komiczne miny? Eeee zdaje mi się. Dobra, koło wsi galop… damy czadu… jakiś napalony kundel wyskakuje zza płotu, hup –rup…
koń strzelił barana, ja wystrzeliłam z siodła, leżę, tym razem nie równiutko,
tylko jak „dupa w koronkach”, słoma w zębach. Gramolę się, jak gdyby nigdy nic,
przecież to normalka… Mój towarzysz sprawia
wrażenie… zatroskanego, no bo przecież nie usikanego ze śmiechu? Pyta: „Pani to tak zawsze po parę razy leci z
siodła? W stępie też?”
Jakoś go więcej nie
spotkałam…
No cóż, nie zawsze jest się mistrzem dla młodych, chociaż jak parę
lat temu na obozie jeździeckim w Siamoszycach osiodłałam najwredniejszego konia
w stajni (byłam tam gościem i nikt mi nie powiedział, że szkapa ma wredny
charakter), to pokazywali mnie prawie „za pieniądze” – to ta co SAMA osiodłała
Deatha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz