Kiedy
zamek nazywa się Somek to nazwa stawia wymagania. I nie mogę powiedzieć,
atrakcje spełniają te oczekiwania. Odwiedziłam tenże Zamek-Somek i ledwie nogi
przez próg przełożyłam widzę - piękny
pokaz ujeżdżenia, najlepszy był biały konik - pewnie lipicaner (chociaż mógł
być arabkiem, nieee po pysku sądząc nieee - nie jest szczupaczy jak u arabków) - potrafił wszystko, niczym pudelek w cyrku. Mówisz i masz-
ciągi, piruety, stawanie dęba, czy też kładzenie się. Umiał nawet siedzieć koło
swego pana niczym pies na przejściu dla pieszych przy czerwonym świetle.
Ale
to nie był koniec – łucznicy pokazali klasę i tylko ja – głupia - nie doczekałam clou
programu ( tak teraz myślę) – gdyż stał sobie tam grzecznie osiodłany bułanek…
pewnie czekał na pokaz łuczniczy z grzbietu konia - znaczy jego własnego. A ja głupia
poszłam sobie, myślałam, że obejrzałam wszystko co dawali.
No cóż wszystko musi mieć swoje mankamenty- zamek
Somek miał w postaci mojego braku inteligencji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz