piątek, 3 stycznia 2014

Walet (a nie król) tworzy atmosferę

Post ten dedykowany jest wszystkim dziewczętom jeżdżącym i waletującym w różnych klubach i stajniach.
Nie jest łatwo, będąc po raz pierwszy w danym miejscu, wejść w środowisko, zaprzyjaźnić się, lub choćby zapoznać. Nie wiesz, gdzie siodła, nie odróżniasz koni i nie znasz ich imion i narowów. Nie znasz także drobnych zwyczajów podczas ubierania koni, bo tu najpierw siodło a potem ogłowie, a tam bez ochraniaczy na nogi, nie próbuj się nawet z koniem pokazywać.
Kiedyś będąc w Niemczech w Bambergu poznałam szwajcarską nastolatkę, która opowiedziała mi o okolicznym klubie jeździeckim, jednocześnie żaląc się, że waletujące dziewczyny są niefajne.
Oczywiście pojechałam do tego klubu, gdzie mu tam było do ślicznej stajenki w Getyndze, w której uczyłam się jeździć na innochodach (post z lipca: Po islandzku w Niemczech)
 Klub był zaniedbany, sprzęt przyniszczony, tu i ówdzie brud.
Były też waletki, zapytałam, gdzie mogę zostawić swoje rzeczy – pokazały szafkę z wyłamanymi drzwiczkami… w Niemczech nie ma złodziei – pocieszyłam się w myślach, zostawiając plecak.
Dostałam jakiegoś konia – no cóż – nie spodziewałam się, że będzie to najlepszy w stajni (kto daje nieznanej osobie dobrego konia - zwykle są to bezpieczne, aczkolwiek odporne na „pomoce” egzemplarze).
Mój też do takich należał. Cztery waletki pomykały, skakały, dobrze się bawiły, ja za ich ogonami próbowałam coś ze sobą i koniem zrobić.
Na koniec, gdy już cała spływałam potem ( uczciwie mówiąc, dzień też był upalny),  instruktor zauważył moje wysiłki, zawołał, żebym podjechała… i tu okazało się coś jeszcze –mój koń wyraźnie bał się instruktora – musiał być przez niego bity… uciekał, gdy ten próbował się zbliżyć.
Jazda w tej stajni nie sprawiła mi radości, ludzie tam spotkani byli po prostu niesympatyczni, swój do swego ciągnie- może oni też.

W imieniu wszystkich nowicjuszy apeluję do waletek - więcej otwartości, nie musicie pokazywać, kto tu rządzi – i tak rządzicie;-))


1 komentarz:

  1. Taak, wiem jak to jest być w nowej stajni i dowiadywać się, że wszystko co wyniosło się z innej tutaj nie funkcjonuje. :/ Ja stajni w której jeździłam najczęściej nie lubię - szczególnie instruktorka, choć kocha konie i na pewno o nie dba, nie ma dla mnie zbyt miłego charakteru.
    To smutne, że są takie ośrodki jak opisany przez Ciebie. :( Ja osobiście słyszałam o jeszcze gorszych i wolę o nich nie myśleć. Trzebaby coś z tym zrobić, uświadomić właścicielom, przecież sami muszą zauważać, że mają coraz mniej klientów...

    [kapitalni.blog.pl]

    OdpowiedzUsuń