niedziela, 28 lutego 2016

Konie na rzeź - może TU przydałaby się jakaś "dobra zmiana"??

Jakoś w ostatnim czasie wesołe tematy się mnie nie trzymają ;-(((
Tym razem przeczytałam to:


Jakiś czas temu dostałam dziwny komentrz do jednego z postów. Był to  sadystyczny opis znęcania sie nad końmi. Może jego autor jest zdegenerowanym handlarzem koni?? Normalny człowiek takich rzeczy nie pisze. 
Wybrałam najmniej drastyczne zdjęcie...


sobota, 27 lutego 2016

My naród- nie zapomnimy



Panie Jerzy, dawno już nie płakałam z powodu koni. Popłakałam się czytając o Panu:

serce oddane koniom

i jeszcze jedna strona:

Polskie araby

Nie byliśmy dzisiaj na manifestacji - "My naród", to chociaż to, bo Pan też zrobił wiele dla naszego kraju.



czwartek, 25 lutego 2016

galop na skraj przepaści a demony rechocą

Zastanawiam się, jakim człowiekiem musi być ktoś, kto zajmuje fotel po poprzednim wywaleniu uznanego w świecie hodowcy koni. Fotel dyrektora, który zasłynął na świecie swoimi umiejetnościami i stał się kolejną legendą Janowa Podlaskiego.
Jakim człowiekiem musi być nowy dyrektor, mówiąc gładko, że na koniach sie nie zna- ale już czuje, że będzie to jego pasją... jakim człowiekiem musi być ktoś, kto wie, że ma zarządzać jednym z największych narodowych skarbów a nie ma o tym pojęcia, nic nie znaczy w światowej hodowli i pociagnie tę stadninę w dół. Jakim człowiekiem musi być ktoś, kto dla własnej próżności, pazerności pieniędzy i stanowiska zgadza się na draństowo w stosunku do innego człowieka. Jakim człowiekiem musi być ktoś, kto staje przed zespołem pracowników i mówi 'Tera ja!"
 Czy budowanie państwa na draństwie przyniesie komuś szczęście? 
Dlaczego są ludzie, którzy nie mają pokory, którzy bezczelnie patrzą ci w oczy z arognackim stwierdzeniem- co mi zrobisz- ja mam władzę!
A ja ze smutkiem pochylam głowę - bo co mogę zrobić a czuję, że ten galop w dół- bo to nawet nie jest trucht, zaprowadzi nas na skraj przepaści.
 Jeszcze rok temu wierzyłam, że świat jest bezpieczny i przytulny, teraz słyszę coraz głośniejszy rechot demonów..

zobaczcie: galop na skraj przepaści




podpisano:

obywatel najgorszego sortu


poniedziałek, 22 lutego 2016

Wdepnąć w gówno

Chciałoby się czasem uciec od polityki, zamknąc drzwi i udawać, że jej nie ma... ale ona przyjdzie sama pod próg. Wychodząc z domu wdepniesz w nią jak w gówno...

w to gówno właśnie wlazłam

i czuję tylko bezsilność- i żal, że połowa Polski twierdzi, że to dobra zmiana. Chyba potrzebuję okulisty i psychiatry.
Sport uprawiany ostatnio przez wielu Polaków polegający na obrzucaniu gównem bohatera narodowego jest dokonywany w ramach propagowania dobrego imienia własnego kraju - jak rozumiem...
 Może ktoś przekona mnie, że to dobra zmiana, chętnie posłucham. Bo na razie czuję się jak po galopie po błocie za rączym poprzednikiem, gdy w oczach i ustach  mam brązową maź... i tylko radości z galopu brak a jest strach, dokąd ta droga prowadzi.

piątek, 19 lutego 2016

Podróż w 4 wymiarze

Jak badać historię? Temat tak gorący dzisiaj, że aż dziwne, że moja myśl zbiegła się ze zdarzeniami  medialnymi.
Kiedyś stworzyłam projekt, gdzie międzynarodowo analizowaliśmy sposoby poznawania przeszłości. Ja jestem zwolennikiem jednego- czytanie lub oglądanie materiałów stworzonych w danym czasie. One nie oszukają- nie zobaczymy komórki w rękach rycerza z miedziorytu Durera, bo przedstawiał on tylko te szczegóły otaczającego świata, które znał - uprząż konia, zbroja, otoczenie nie jest fantasmagorią. Kiedy oglądam Bitwę pod Grunwaldem Matejki, nawet wierząc mu, że starał się zgłębić temat, nie ufam szczegółom.  Chociażby to, że na obrazie jest Witold opodal Wielkiego Mistrza- historycznie niemożliwe, uznajmy to za pewną alegorię na obrazie.

Durer przedstawia swego rycerza w ciężkiej zbroi, rząd koński pełen jest szczegółów- dokładnie wyrysowany munsztuk, siodło wybijane ćwiekami, kształt strzemion, styl siedzenia na koniu.


Leonardo da Vinci unikał przedstawiania rzędów końskich- jego konie są bez siodeł i ogłowi, co dodaje dzikości  scenie, jakkolwiek jest bez sensu. Leonardo był wybitnym znawcą koni. Świadectwem tego są ich liczne studia. Najwcześniejsze pochodzą z lat 60. XV w. Szkice przedstawiają konie robocze, jakie Leonardo znał ze wsi. Owe zwierzęta są pokazane w bardzo realistycznych ujęciach. Przedstawiony od tyłu koń szczypiący trawę jest kościsty i niezbyt zgrabny. Podobne nieupiększone ujęcie Leonardo zaprezentował na szkicu wołu i osła. Powstałe później studia koni i jeźdźców w tle cechuje większy dynamizm i upiększenie. Leonardo rysował głównie konie pociągowe i robocze.

W efekcie tworzenia tego postu znalazłam dwa wspaniałe źródła wiedzy historycznej na bazie jeździectwa:



czwartek, 11 lutego 2016

Jaki pan taki koń


Piłsudski na Kasztance, Poniatowski (Józef) ramię w ramię z Markiem Aureliuszem (konie z jednego miotu mieli), 



Aleksander Wielki na Bucefale, Lord Farquaad na dużym konisku.
                                           Lord na koniu
Koń Kaliguli, o wdzięcznym imieniu Incitatus (Chyży), został mianowany senatorem, wielu wytykało mu hiszpańskie pochodzenie (jak u nas- pochodzenie najważniejsze- bo koniem to można być;-) oraz fakt, że pierwotnie nazywał się Porcellus (Prosiaczek). Nobliwym prawodawcom sen z powiek spędzał widok złotego żłobu Prosiaczka, uprzęży wysadzanej drogimi kamieniami oraz 18 służących usługujących dzielnemu senatorowi. Cesarz mało przejmował się uwagami na temat wyboistej drogi politycznej jaką wyznaczył swemu ulubionemu wierzchowcowi.



 Historycy spierają się jak duży wpływ miał Prosiaczek na politykę Cesarstwa Rzymskiego. Każdy ma takich senatorów na jakich zasłuży ( u nas się ich wybiera? Serio? Jeszcze nadal? JOWy jakieś są- a może już mianowanie?)
Po prostu facet na koniu wygląda godniej, nawet, jeśli Kasztanka była niewysoką (ok. 150 cm w kłębie) klaczą, która nerwowo reagowała na ogień artyleryjski. Odznaczała się przywiązaniem do Piłsudskiego i tylko jego uznawała. Nie została nauczona specjalnych chodów. Właściwie szacun dla Naczelnika - że nie zabiegał o ogromne konisko, które byłoby godnym dla niego „przedłużeniem” ego.


Co innego u tego Farquaada- ten musiał sobie ego nadbudować w sztuczny sposób. Teraz kupiłby sobie przewaliste Volvo ( Lexusa lub Porshe byle wielkie bydle było).
A co, jeśli ani koń, ani auto, a ego małe? Drabinka  zostaje i sznurek… żeby się powiesić??? nieeeee - sznurek chętnych w roli podnóżka… i każdy z wizją fotela senackiego albo jakiegoś też fajnego.


sobota, 6 lutego 2016

Sosna a religia katastrof

Nie, nie brzoza, w moim eksperymencie była sosna. W sumie sosna, czy brzoza- co za różnica?  Ten mój eksperyment był antycypacją kolejnych eksperymentów fizycznych badających jak zachowują się różne ciała stałe w kontakcie z drzewami. Właściwie dywagacje na ten temat są bez sensu- bo chyba próba w liczbie milionów ofiar zderzeń drogowych powinna być wystarczająca, aby przekonać tych, czy tamtych, że kontakt z drzewem przy większych prędkościach sprowadza śmierć .
Moja prędkość na szczęście nie była tak wielka, a drzewo ograniczyło się do jednej (choć solidnej) gałęzi.
A było to tak- jechałam sobie na pięknym srokaczu leśnym duktem w Mirowie. Jechałam galopem, aczkolwiek nie szalonym- ogólnie nie jestem szalona. Nagle poprzedzający mnie koń skręcił gwałtownie w przesiekę z lewej strony. O ostatniej chwili udało mi się wyrobić zakręt. Właściwie nie do końca go wyrobiłam, bo moja połowa (górna) to nie - zarzuciło mnie na prawo i zderzyłam się z sosnową gałęzią. Buch gałąź w twarz- buch okulary gdzieś poleciały, buch krew też gdzieś poleciała, buch z konia jak kamień poleciałam. Zbieram się i szukam tych okularów, chustki nie mam, więc rozmazuję krew po fizjognomii. Okularów jak nie ma tak nie ma. Zrezygnowałam, po omacku wróciłam do stajni, ślepota jedna za kierownicę wsiadłam, jadę szukać okularów. Zajechałam na miejsce wypadku – a właściwie nie dokładnie, bo opodal („opodal”= około 6m), patrzę i oczom swoim ślepym nie wierzę. Nie wierzę ale patrzę! Na środku duktu, spory kawał od tej feralnej gałęzi leżą sobie spokojnie zrelaksowane moje okulary.
Po co przywołuję  to w kontekście katastrof lotniczych? Bo fizyka z jednej strony jest obliczalna, przewidywalna- zaopatrzona we wzory i twierdzenia, a z drugiej strony tyle w tym przypadkowości, probabilistyki, nieokreślenia i nieprzewidzenia, że   analiza przebiegu jakiegoś wypadku w oparciu o szereg doświadczeń (szczególnie z puszkami i papierowymi modelami) nie ma sensu. Okulary polecą tam, gdzie będą chciały, zrobią krater lub nie, a nasza interpretacja będzie tylko polityczną manipulacją!