niedziela, 31 stycznia 2016

Hektar konia do czyszczenia

 Białego- na dodatek!
Bilans  niedzieli 30 stycznia: będzie teren.. nie będzie- odwołany, wiało, więc maneż, dojechałam, jestem- koń już czeka na mnie- największy w stajni- siwy i brudny ( siwe są zawsze najbrudniejsze), czyszczę, jeden ar cielska, drugi, to kupa, czy błoto?  jeszcze ogon, kopyta, uffff,  ubieram go, łeb zadziera jak to on,  ale co tam dla mnie  takie akcje;-) Przy ubieraniu ochraniaczy zołza kopną mnie w kolano- co tam takie kolano dla mnie…  popręg za krótki – co tam taki krótki popręg dla mnie, przecież zawsze mogę zawołać Kasię. Kupa (koń zrobił)- duża- trzeba posprzątać – co tam taka… dalej już wiecie;-). Jeździmy- zakolegowałam się z taką jedną, co to jej kredki z tornistra wypadają- ale całkiem nieźle jeździła póki nie spadła- ale co tam takie spadanie, stwierdziła że dzisiaj miała dwa pierwsze razy- zrzutka i samodzielne założenie ogłowia (albo zdjęcie tegoż) – ale co tam takie ogłowie…
A potem w TV był program, gdzie starzy aktorzy wspominali filmy – Hrabinę Cosel i inne. Wiecie, że ta Barańska osobiście szalała tam na jakimś koniu?? A Olbrychski tak odegrał króla szwedzkiego – zakochanego w koniach i polowaniu, że Szwedzi do dziś są pod wrażeniem? 
I co powiem??? Że niby  co tam taki król, koń i reszta dworu??? Nie, nie powiem, bo powiem, że ludzie napotkani dzisiaj w stajni, czy w TV, byli tacy fajni, tacy mili, interesujący, zwyczajni i przyjacielscy.

Czułam się szczęśliwa, i nikt nie mówił o mnie, że jestem gorszego sortu… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz