Ilu z
was poniósł koń??? Bez podtekstów proszę, bez tego gołego faceta biegnącego przez pole a narysowanego przez Mleczkę.
No
więc czasem ponoszą.
Przez
konia byłam poniesiona dwa razy, bo wilk, to nosił parę razy, ale mnie nie;-(
nawet jak robiłam za czerwonego kapturka dla jednego takiego…
Jadę więc pewnego pięknego kwietniowego dnia na Benapim. Ciepło, ptaszki fruwają, dusza
śpiewa, próbując je zagłuszyć. Nic z tego, wszystko zagłusza tętent kopyt
mojego konia, który na jednej polnej drodze ruszył „z kopyta” a właściwie z
czterech. Rwie jak szalony, nawet nie
próbuję go zatrzymać, wszystkimi czterema łapami wbiłam się w niego, nie dam
się zrzucić ( wizualizuję sobie odbite nerki i od razu jeszcze mocniej w siodle, a złamany obojczyk?? kark? sama jestem, nikt mi nie pomoże...), Zatrzymać nie mam szans, lepiej poczekam trochę, może mu się
znudzi. Pewnie szybko by mu się nie znudziło, gdyby nie to, że droga wiodła
ostro pod górę. Uff wreszcie osłabł, za to zaczął charczeć, jakby miał
zdechnąć. Bezczelny jeden, najpierw mnie olewał, a teraz sceny robi? Co ja
powiem właścicielowi? Że ta potwora popełniła samobójstwo? Opieprzyłam dziada
solidnie, położył uszy po sobie… ogon też. No nie zdechł, za to do końca
spaceru jak tylko przyszło do galopu, to nóżkami przebierał drobniutko… niczym
panienka, co pragnie siusiu, byle się tylko nie zadyszeć, nie spocić pod paszkami!
Ale
to nie był mój pierwszy raz, kiedy koń mnie poniósł… pierwszym razem byłam
piękna i młoda a on nieletni… ale tę historię opiszę później.
Ale fajny srokacz *-*
OdpowiedzUsuńhttp://cherrys-world01.blogspot.com/
a amazonka???
OdpowiedzUsuńZacna hahah :D Nie no fajnie wygląda z tym koniem :)
OdpowiedzUsuńa ja myslałam, że wypomnisz mi pięty, krok konia ujety w złym momencie... itp.. itd... dzień dobroci dla niezguł? haha
Usuń