Pogoda
boska, ferie się zaczęły… czy może być coś piękniejszego? No chyba, że konie
lub narty na dokładkę. W niedzielę narty są ryzykowne, w piękną niedzielę na
początku ferii wręcz karkołomne, więc konie.
Stajnia,
cisza w dziełach natury wokół mnie
(jeśli ktoś nie wie, co to dzieło natury -
to o drzewa chodziło, gdy moja córka w piątej klasie pisała wypracowanie, a wiedziała,
że powtórzenia są nie na miejscu), tylko … dzięcioły – jedyne pracowite istoty,
nawet w niedzielę stukają.
Szefowa
z uśmiechem od ucha do ucha (dobrze, że je miała… inaczej mogłoby zębów
zabraknąć)opowiada o nowej lasce,
która się w stajni pojawiła. … Jaka ładna, z czarną grzywką, może troszeczkę za dużo sadełka, ale anorektyczki są
złośliwe (coś w tym jest, muszę przemyśleć), miła, intelignetna, szybko się uczy, przyjazna, a jaka chętna do
pracy! Myślę sobie - ma nową opiekunkę do dziecka?
Ale
jak szefowa powiedziała, że bez stringów do roboty nie rusza (nie szefowa,
tylko ta nowa laska), no to hmmm tylko jedna profesja mi została, ale żeby w
Burkach taniec na rurze miał wzięcie, to się nie spodziewałam.
No dobra, zostałam wkręcona, ta laska, to nowa klaczka
a springi to podogonie… ale warta jest wszystkich pieniędzy… dupką na ósemkach
kręci jak należy, bioderka apetycznie zaokrąglone, błysk w oku jak się patrzy (jak nie, to też błyska, ale tylko w czasie rui (ta uwaga tylko dla
wtajemniczonych;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz